Frajerski Lanús, show Central Córdoba

Weekend się skończył, a argentyńska ekstraklasa nadal gra! Ulewa w Buenos Aires ustała, za to mieliśmy grady goli i niesłychane pogromy w wykonaniu przeciętniaków, a do tego następne upokorzenie Lanús. Podsumowanie czterech poniedziałkowych spotkań 23. kolejki Liga Profesional:

Unión vs Atlético de Tucumán 3:0 (2:0)

Gole – Juan Manuel García (33′-pen., 40′, 53′)

Unión z Santa Fe czynnie partycypuje w wyścigu do Copa Sudamericana. Jednostronna potyczka na Estadio 15 de Abril i hattrick napastnika „Tatengues”.

Z drugiej strony ich rywal okazał się niespotykanie łatwy. Drużyna przyjezdnych w letargu, a na domiar złego przed tym starciem nie zachowywała już absolutnie żadnych szans na występy w przyszłorocznych południowoamerykańskich pucharach.

Tucumański klub znów pod batutą trenera swych rezerw Martína Anastacio kontynuuje koszmarny sen. Po domowej klęsce 0:4 z Defensa y Justicia teraz „El Decano” dostał oklep w Santa Fe.

Pierwsza szansa lokalnej brygady zmarnowana. Jej kapitan Claudio Corvalán chybił niewiele obok słupka z boku szesnastki.

Gospodarze zadali pierwszy cios z rzutu karnego, jaki po półgodzinie starcia wykorzystał Juan Manuel García.

Niedługo potem García mógł ukąsić drugi raz. Po szybkim rozegraniu kornera mógł strzelić głową z najbliższej odległości, ale 43-letni goalkeeper Cristian Lucchetti w ostatniej chwili wypiąstkował piłkę nad poprzeczką.

Aczkolwiek co się odwlecze, to nie uciecze. W 40 minucie García podwyższył, kompletując dublet. Z kilku metrów trafił na pustą siatkę po asyście Gastóna Gonzáleza. Takiej gratki nie miał prawa zmarnotrawić!

Natomiast po kwadransie odpoczynku Atlético mógł zanotować kontaktowe trafienie. Podczas kontry Augusto Lotti wykiwał wychodzącego doń goalkeepera Sebastiána Moyano i zza pola karnego, mając przed sobą pustą bramkę kuriozalnie chybił obok słupka. Widocznie nie miał serce pokonywać swojego byłego klubu!

Unión także u progu drugiej części zanotował ciekawą okazję, lecz pędzącego sam na sam Juana Cruza Nardoniego w centrum szesnastki zatrzymał Lucchetti.

Ten sam Nardoni po chwili na szesnastym metrze przypuścił niski bezpośredni strzał w słupek.

19-letni pomocnik nie potrafił sam strzelić, to przynajmniej zaliczył asystę. Juan Manuel García w 53 minucie ukoronował swojego pierwszego w życiu hattricka, głową zza piątego metra pokonując Lucchettiego dzięki dośrodkowaniu Nardoniego z rzutu wolnego. Ustalił zarazem wynik na 3:0.

Drugi po Marco Rubenie hattrick w przeciągu ostatniego tygodnia i czwarty ogółem w Liga Profesional 2021 (wcześniejsze zdobyli Lucas Gamba oraz Julián Álvarez).

Aczkolwiek dodajmy, iż młody Álvarez nawet przekroczył liczbę trzech goli w jednym meczu, strzelając aż cztery na początku listopada przeciwko Patronato.

Juan Manuel García póki co sześciokrotnie wpisał się na listę strzelecką podczas trwającej kampanii. A pomyśleć, że zaczynał te rozgrywki jako zmiennik.

Unión awansował na trzynaste miejsce w tabeli, uciuławszy 31 punktów. „Tatengues” ponadto są coraz bliżej strefy Copa Sudamericana. Pod wodzą Urugwajczyka Gustavo Munúy spisują się przyzwoicie.  

Natomiast Atlético de Tucumán horrendalnie dołuje – jest trzeci od dna z raptem 21 oczkami. Od czasu swego powrotu do pierwszej ligi w 2016 ekipa „El Decano” nie zanotowała gorszej kampanii. 

******

Racing Club vs Lanús 3:1 (2:1)

Gole – 0:1 José Sand (34′), 1:1 Lisandro López (38′), 2:1 Leonardo Sigali (42′), 3:1 Carlos Alcaraz (88′)

Czy na całym świecie istnieje bardziej pechowy klub, aniżeli Lanús? Po idiotycznych stratach punktów z outsiderami, teraz „El Granate” równie epicko uległ kiepskiemu obecnie Racingowi.

Gospodarze zainicjowali bój niecelną główką Lisandro Lópeza, który ciągle zastanawia się czy po zakończeniu tej kampanii nadal grać w piłkę.

Delegacja z południa Buenos Aires natomiast miała początek rzecz jasna optymistyczny, aby później koszmarnie przerżnąć potyczkę.

Weteran gości José Sand w 34 minucie zdobył swe czternaste trafienie podczas tej kampanii. 41-latek zadał cios byłemu klubowi, bowiem w latach 2012-2013 zaliczył ubogi epizod w Racingu. Ponieważ z „La Academią” stary lis nie wytworzył żadnych więzi, trafienie zwyczajnie celebrował.

„Pepe” z najbliższej odległości skutecznie dobił piłkę po nieudolnej interwencji Gastóna Gómeza przy chytrym strzale zza linii bocznej szesnastki Ignacio Malcorry.

Przy takich babolach trudno będzie Gómezowi na stałe zastąpić leczącego od teraz zerwane więzadła krzyżowe w kolanie Gabriela Ariasa.

Ale oczywiście szczęście Lanús nie trwało długo. Trzy lata młodszy od Sanda stary wyga gospodarzy – Lisandro López wyrównał stan rywalizacji. W 38 minucie „Licha” celną główką również z kilku metrów wykończył rozegranie kornera po dograniu Leonardo Sigaliego.

Zaś cztery minuty później doświadczony obrońca Racingu, a mianowicie rzeczony Sigali zwieńczył remontadę „La Academii”. Krótkie rozegranie rzutu wolnego przez miejscowych, a następnie złe wybicie głową gracza przyjezdnych we własnym polu karnym.

Spożytkował je eks-defensor choćby chorwackiego Dinama Zagrzeb, bezpośrednim uderzeniem zza szesnastki od rykoszetu i po palcach zagubionego bramkarza Lautaro Moralesa odnajdując drogę do siatki.

U prologu drugiej części nowy ekspert Racingu od rzutów wolnych – Carlos Alcaraz obił słupek próbą z ów stałego fragmentu gry.

Później atak delegatów, lecz szarżę w środku pola karnego José Lópeza zablokował Gómez. Mało tego, strzał z boku szesnastki wiekowego Lautaro Acosty bramkarz gospodarzy także wybił.

Natomiast próba Ignacio Malcorry z rzutu wolnego ostemplowała poprzeczkę. Jak pech, to pech! Festiwal indolencji ofensywnej Lanús po przerwie.

Ażeby pech tego klubu był kompletny, chłopcy Luisa Zubeldii (który trenował przeciw swej eks-ekipie) musieli też stracić bramkę w końcówce.

W pierwszej połowie do siatki trafiała starszyzna, a tuż przed 90 minutą dla odmiany młody Carlos Alcaraz dobił przyjezdnych, ustalając wynik 3:1.

Nastolatek pokazał 15 lat starszemu Malcorrze jak uderzać z rzutów wolnych. Wspaniałym mierzonym strzałem zeń pokonał Moralesa.

W ciągu ostatnich trzech starć dwukrotnie Alcaraz strzelił z wolniaków. Tylko, że przeciwko Colónowi gola zapisano jako samobój bramkarza.

Przy okazji młodzik zafundował sobie śliczny prezent na przypadające dzień później 19 urodziny.

Racing Club, jak na swą renomę, wciąż nisko wśród klasyfikacji – dopiero piętnasty z 29 punktami. Najważniejsze jednak, iż błękitna część Avellanedy wróciła do strefy Copa Sudamericana. 

Już wystarczy, że spośród stołecznych gigantów w przyszłorocznych kontynentalnych turniejach zabraknie San Lorenzo. Drużyna kierowana obecnie przez słynnego Fernando Gago nie może pozwolić sobie na roczne „zimowanie” poza rozgrywkami CONMEBOL. 

Swoją drogą w przyszłym roku zapewne sporo potentatów Ameryki Południowej wystąpi tylko w Sudamericanie. Poza dwójką z Avellanedy zaledwie „Puchar Pocieszenia” w 2022 może być areną walki również dla Santosu, São Paulo FC, Internacionalu Porto Alegre tudzież Olimpii Asunción. Pewny udział tam ma także ekwadorski LDU Quito. 

Lanús niewątpliwie musi już pożegnać marzenia o Copa Libertadores i przyszły rok dla nich będzie trzecim z rzędu, jaki przyniesie wojaże w Copa Sudamericana. 

******

Central Córdoba vs Arsenal de Sarandí 5:0 (3:0)

Gole – Milton Giménez (20′-pen., 81′), Sebastián Ribas (22′, 65′), Lucas Melano (34′)

Potyczka o uniknięcie ostatniego miejsca okazała się istną masakrą. Nowoczesny Estadio Único Madre de Las Ciudades był świadkiem kanonady takiej samej, jak w marcu na otwarcie tego obiektu.

Z tą różnicą, że wówczas to wielki River Plate w Superpucharze Argentyny zmiażdżył 5:0 Racing Club, a teraz lokalny Central Córdoba urządził sobie goleadę.

„El Ferroviario” zmietli zamykający stawkę Arsenal. Trener tej ekipy Sergio Rondina, który Arsenal de Sarandí zna jak własną kieszeń (jeszcze na wstępie obecnego czempionatu prowadził go), wykorzystał swą wiedzę w praktyce.

Pierwsza okazała dla niezłomnych tej nocy gospodarzy to strzał z rzutu wolnego Silvio Martíneza. Piłka odbita rykoszetem przeleciała minimalnie obok słupka.

Strzelanie rozpoczęło się całkiem niewinnie, bo od jedenastki wykorzystanej w 20 minucie przez Miltona Giméneza.

Chwilę potem podwyższył jego kumpel z ataku, a więc Sebastián Ribas. Urugwajczyk, który niegdyś dał plamę w Genoa CFC, zostawiony samopas niskim strzałem z boku 16-tki trafił po rękach Alejandro Mediny. Asystował mu Milton Giménez.

Jedna z niewielu szans gości to chybiony obok bramki rogal z ubocza pola karnego Juliána Navasa.

Po 34 minutach na 3:0 podwyższył Lucas Melano. Niechciany w San Lorenzo skrzydłowy podczas rozegrania rzutu wolnego z bliska dopełnił formalności. I znów asysta Miltona Giméneza, który przeciął głową centrę z wolniaka grającego przeciw byłej ekipie Jesúsa Soraire.

Prowadząc trzema bramkami outsider z Santiago del Estero nie usiadł na laurach. W 64 minucie dublet skompletował Ribas. Wykorzystał podanie Soraire i bezpośrednim uderzeniem zza pola bramkowego zaskoczył Medinę drugi raz. Urus zdobył cztery gole w sezonie.

Kapitan gospodarzy Cristian Vega także zapragnął zdobyć swego gola w tej burzy bramek, lecz z ubocza pola karnego jedynie ostemplował poprzeczkę.

Natomiast pod koniec boju, w 81 minucie dublet zwieńczył także Giménez, dopełniając dzieła zniszczenia. W polu bramkowym bezpośrednim strzałem przeciął asystę głową Alejandro Maciela, wbijając „El Viaducto” gwóźdź do trumny.

Napastnik z numerem 45 na czarno-białej koszulce zaliczył już dziesięć bramek podczas aktualnej kampanii. Anonim zwerbowany z drugoligowej Atlanty w ciągu roku stał się jedną z czołowych armat Liga Profesional i to w tak długim sezonie!

Dzięki tej niezapomnianej demolce, która stanowi najwyższe zwycięstwo Central Córdoba w dziejach ich pierwszoligowych występów, drużyna z północy Argentyny przeskoczyła z 24 na 21 miejsce wśród klasyfikacji.

Dotąd „Kolejarze” uciułali 23 punkty. Czy końcówka rozgrywek będzie ich okresem „czarnego konia”? 

Zdeklasowany Arsenal, dowodzony teraz przez tymczasowego trenera Darío Espínolę, nadal na samym dnie z 19 oczkami. 

******

Platense vs Huracán 4:2 (2:1)

Gole – 1:0, 2:1 i 3:1 Matías Tissera (15′-pen., 45′, 51′), 1:1 Rodrigo Cabral (29′), 4:1 Brian Mansilla (81′), 4:2 José Moya (89′)

Beniaminek gościł kandydata do gry w Copa Sudamericana, niewątpliwie uprzykrzając mu batalię o międzynarodowe zmagania. Platense nadspodziewanie łatwo zgładził Huracán.

Najpierw natarli goście podczas długiej akcji zainicjowanej kornerem, podczas której lewy obrońca César Ibáñez ostemplował słupek z centrum pola karnego.

Tutaj gospodarze również otworzyli wynik rzutem karnym. Wapno wykorzystał ich snajper Matías Tissera.

Odrobić straty uderzeniem zza pola karnego chciał Franco Cristaldo, ale spudłował obok słupka.

Chwilę przed upływem półgodziny zawodów wyrównał Rodrigo Cabral. Wspaniałym rogalem w długi róg zza pola karnego znalazł drogę do siatki. Młody skrzydłowy zdobył więc pierwszego i to jakże urodziwego oficjalnego gola w dorosłej karierze.

Nie dał szans prawie 40-letniemu Jorge De Oliverze wracającemu między słupki w Platense po trzech miesiącach grzania ławy.

Pod sam kres pierwszej odsłony Platense odzyskał prowadzenie, a Tissera zdobył gola do szatni. W polu bramkowym wykończył odpowiednio ofensywę zapoczątkowaną rzutem rożnym.

Zaraz po przerwie Tissera trzeci raz pokonał Marcosa Díaza, stając się piątym futbolistą w bieżącym sezonie Liga Profesional zdobywającym hattricka.

Efektowną piętką w polu bramkowym przeciął centrę Augusto Schotta, uprzedzając przy tym goalkeepera oraz jednego z defensorów.

Dwa hattricki w ciągu dnia! Takiego zjawiska w pierwszej lidze argentyńskiej nie mieliśmy od dawien dawna!

Natomiast Tissera, który jest niespełnionym wychowankiem Newell’s Old Boys udowadnia, że na straty spisywać go nie wolno. Zdobył już dwanaście trafień podczas bieżącej kampanii. W poprzedniej kolejce dublet, teraz hattrick. Nie zamierza być gorszy od Marco Rubena!

Następnie obrońca gospodarzy prawie strzeliłby samobója, niefortunnie zmieniając kierunek lotu piłki po dośrodkowaniu w swym polu bramkowym. Na szczęście swoje i całej drużyny „Kalmarów” tylko obił słupek własnej bramki.

Platense to klub, który głównie zatrudnia młodych piłkarzy, jacy nie sprawdzili się w mocniejszych zespołach.

W 81 minucie odrzucony przez Racing Club napastnik Brian Mansilla podwyższył na 4:1. Przejął dośrodkowanie młodego Ignacio Schora i znalazł się w środku 16-tki jeden na jednego z Díazem, którego kapitulację spowodował strzałem po ziemi w długi róg.

Biedny tej nocy Huracán zdobył się ledwie na honorową bramkę. Uzyskał ją w przedostatniej regulaminowej minucie kolumbijski stoper José Moya. Przeciął głową za piątym metrem wrzutkę Césara Ibáñeza, aby zaskoczyć De Oliverę.

Drugi mecz pod rząd ze zdobytym golem, a do niedawna ów obrońca długo dochodził do siebie wskutek poważnej kontuzji kolana.

Niektórzy outsiderzy dają do wiwatu u epilogu kampanii. Platense właśnie wkroczył na siedemnaste miejsce, doganiając punktami innego kopciuszka – Aldosivi. Oba te ligowe zaścianki zgromadziły dotąd po 27 punktów.

Jedenastą lokatę okupuje Huracán z 32 oczkami na koncie. Niestety, „El Globo” na 95% drugi konsekutywny rok nie zakwalifikują się do zmagań CONMEBOL. 

A pamiętajmy, że w latach 2015-2020 (nie licząc roku 2018) team ze stołecznej dzielnicy Parque Patricios regularnie uczestniczył w Copa Libertadores bądź Copa Sudamericana.

Ba! W 2015, czyli przed reformą południowoamerykańskich pucharów nawet wystąpił w obu tych turniejach i dotarł aż do finału Sudamericany, gdzie dopiero po rzutach karnych uległ kolumbijskiemu Independiente Santa Fe. 

Comments are closed.