Banfield górą w derbach, przełom San Lorenzo

W sobotę przeprowadzone zostały cztery mecze trzynastej kolejki Superliga Argentina. Spektakularne zwycięstwo derbowe odniósł snujący się po dole stawki Banfield. Po serii fatalnych meczów donośnie przebudził się San Lorenzo de Almagro, następną wymęczoną wygraną uciułał Independiente. Najmocniejszych wrażeń dostarczyła jednak batalia potencjalnych spadkowiczów w Santiago del Estero. Podsumowanie dnia:

Lanús vs Banfield 0:1 (0:0)

Gol – Julián Carranza (52′)

Sobotni harmonogram rozpoczął nie byle jaki pojedynek, bo derby południowego Buenos Aires. W tychże derbach doszło do olbrzymiej sensacji. Bijący się o utrzymanie Banfield pokonał na wyjeździe myślący o mistrzostwie kraju Lanús. Mało tego, team Julio Césara Falcioniego utrzymał prowadzenie przez niemal 40 minut mając na boisku jednego zawodnika mniej!

Opierając się na przebiegu starcia trudno dziwić się dlaczego to niżej notowany „El Taladro” zadał pierwszy i jak się okazało jedyny cios tej bitwy. Przyjezdni od początku wyraźnie dominowali nad wyżej notowanym oponentem.

Pod koniec pierwszej połowy ciekawą okazję dla Banfield zaprzepaścił Julián Carranza. Dośrodkowanie Luciano Gómeza z prawej flanki młody napastnik przejął za piątym metrem, oddając minimalnie chybiony strzał.

Może Lanús spośród tych dwóch ekip jest drużyną lepszą, ale przecież klasyki rządzą się swoimi prawami. Pretendujący do fotelu lidera gospodarze przekonali się o tym na początku drugiej połowy.

W 52 minucie Luciano Gómez ponownie dośrodkował w pole karne. Następnie futbolówkę głową przed piąty metr zagrał otoczony defensorami Jesús Dátolo, zaś jego asystę przejął właśnie Carranza i ofiarnym strzałem wślizgiem pokonał Agustína Rossiego. Tym samym młodzian, który od nowego roku przyodzieje barwy jankeskiego Interu Miami zrehabilitował się za wcześniejsze pudło.

Pięć minut później niestety gościom rywalizację utrudniła głupota ich własnego kapitana. Renato Civelli w 57 minucie mniej więcej na środku boiska chamsko uderzył w klatę Lautaro Acostę podczas walki o futbolówkę. Za to przewinienie sędzia wyrzucił z boiska wiekowego obrońcę.

Miejscowym jednak przewaga liczebna nie pomogła! Pedro De La Vega zaliczył minimalnie chybiony strzał z dystansu, a uderzenie głową Tomása Belmonte podczas kornera również przeleciało obok bramki.

Natomiast w przedostatniej regulaminowej minucie Lanús zaprzepaścił niepowtarzalną szansę na wyrównanie. Po szybkim rozegraniu kornera Marcelino Moreno wbiegł w szesnastkę i dośrodkował na pole bramkowe, gdzie heroicznym strzałem z woleja obstawiony obroną młody Da La Vega ostukał słupek, po czym piłka opuściła boisko…..

Przez siedem doliczonych minut „El Granate” nie wymyślili pomysłu na akcję, która uchroniłaby ich przed derbową porażką. O dziwo pokonani mimo porażki zostali nowym liderem tabeli dzięki późniejszej klęsce dotąd przodujących Argentinos Juniors. Aczkolwiek chłopcy Luisa Zubeldii najpewniej tylko przez dzień nacieszą się szpicą.

Błąkający się po dolnych rejonach klasyfikacji Banfield pokonał na wyjeździe walczący o majstra Lanús i to utrzymując prowadzenie przez ponad półgodzinny okres radzenia sobie w osłabieniu. Jakże to Clásico del Sur potwierdziło, że „derby rządzą się swoimi prawami”!

*****************************************************************************

San Lorenzo de Almagro vs Argentinos Juniors 3:0 (3:0)

Gole – Gonzalo Rodríguez (21′), Adolfo Gaich (27′), Ángel Romero (45+2′ – pen.)

Batalia niedoszłego kandydata do mistrzowskiej korony z niespodzianym liderem tabeli. W Superlidze każdy może wygrać z każdym. Raczej nikogo nie zaskoczył, iż dołujący ostatnimi czasy ulubieńcy papieża Franciszka rozbili przed własną publicznością mimo wszystko za słabych na pierwsze miejsce w stawce Argentinos Juniors. Dowodzona przez tymczasowego szkoleniowca Diego Monarriza popularna „Azulgrana” wreszcie przełamała czarną passę!

Zdecydowaną przewagę miejscowi dzierżyli od samego początku konfrontacji. Już w 10 minucie utalentowany młody atakujący z epizodem w dorosłej argentyńskiej reprezentacji Adolfo Gaich popędził sam na sam z Lucasem Chavesem – nie wytrzymał jednak próby nerwów, a jego zbyt lekkie uderzenie nogą sparował rzeczony goalkeeper.

Do składu San Lorenzo po dłuższym czasie wrócił odstawiony na boczny tor Gonzalo Rodríguez. To właśnie wiekowy środkowy obrońca znów dał o sobie znać, w 21 minucie otwierając wynik rywalizacji. Eks-kapitan włoskiej Fiorentiny celną główką w centrum pola karnego zaskoczył Lucasa Chavesa, a dośrodkowaniem obsłużył go Óscar Romero.

Sześć minut później swą centrą asystował drugi z paragwajskich bliźniaków – Ángel, natomiast tym razem głową zza piątego metra podwyższył Adolfo Gaich.

Tuż przed kwadransem odpoczynku Miguel Torrén we własnej szesnastce ręką zatrzymał dośrodkowanie Óscara Romero. Sędzia podyktował rzut karny dla „Cuervos”, a ten na trzecią bramkę zamienił….. Ángel Romero. Do szatni San Lorenzo wyśrubował trzybramkową przewagę nad było, nie było dotychczasowym przodownikiem tabeli.

W drugiej połowie generalnie przeważali rozbici delegaci z La Paternal. Przyjezdni starali się chociaż polec z honorem, aczkolwiek bezowocnie. Wynik 3:0 nie uległ korekcie przez całą drugą połowę. Szczerze mówiąc to było do przewidzenia, że rewelacyjni Argentinos Juniors w końcu się potkną.

San Lorenzo złupił przed trybunami swojego Estadio Nuevo Gasometro przodownika stawki, znowu pukając do czołówki tabeli. Popularne „Kruki” jednak nieprędko wrócą na wyżyny tabeli po niekrótkiej przecież czarnej passie. Aktualnie są dziewiąte, uciuławszy dotąd 19 punktów.

Natomiast Argentinos Juniors wobec tej klęski oddali fotel lidera. Na czele tabeli przynajmniej przez dzień stał będzie pokonany we wcześniej zrelacjonowanych derbach Lanús, który ciągle ma tyle samo punktów, co „El Bicho” – jednak dysponuje lepszym bilansem bramkowym.

*****************************************************************************

Godoy Cruz vs Independiente 1:2 (1:0)

Gole – 1:0 Santiago García (13′), 1:1 Miguel Jacquet (60′ – samobój), 1:2 Silvio Romero (64′)

Spisującym się w kratkę „Czerwonym Diabłom” przyszło rywalizować w Mendozie przeciwko zamykającym stawkę gospodarzom. Godoy Cruz wprawdzie podczas obecnej kampanii srodze zawodzi, ale nie wypada zapominać, iż ten klub brał udział w 1/8 finału tegorocznej Libertadores. Independiente w męczarniach, ale jednak wydarł zwycięstwo na Estadio Malvinas Argentinas.

Pragnący opuścić ostatnie miejsce w tabeli gospodarze objęli prowadzenie stosunkowo szybko, bo trzynaście minut od rozpoczęcia spotkania. Dośrodkowanie w szesnastkę Agustína Aleo dało oczekiwany skutek. Osiągający pełnię formy po wyleczonej kontuzji Santiago García wykazał się większym refleksem, aniżeli pilnujący go defensorzy i celną główką w długi róg zza pola bramkowego zaskoczył Martína Campañę.

Tuż przed przerwą goście z Avellanedy oddali jedno nieznacznie przestrzelone dalekosiężne uderzenie podczas rozegrania kornera.

Natomiast w drugiej połowie „Inde” heroicznie odwrócił wynik, strzelając dwa gole w przeciągu zaledwie czterech minut. Mijała godzina zawodów, kiedy uderzenie z ostrego kąta Juana Sáncheza Miño niefortunnie odbił obrońca miejscowych Miguel Jacquet. Piłka zmieniła kierunek lotu, myląc debiutującego w dorosłej drużynie Godoy Cruz młodego goalkeepera Juana Cruza Bolado – ten trącił ją, lecz nie zapobiegł wpadnięciu jej do siatki.

Ledwie trzy minuty później zamykający stawkę gospodarze kolosalnie przyczynili się do zadania sobie drugiego ciosu. Kapitan miejscowych Tomás Cardona podczas walki o futbolówkę we własnym 16-tce bezmyślnie uderzył w głowę Jorge Nicolása Figala, za co obejrzał czerwoną kartkę i czym sprokurował jedenastkę dla przyjezdnych.

Wapno egzekwował piekielnie skutecznie ostatnimi czasy Silvio Romero. Mimo prób rozkojarzenia go przez miejscowych zawodników doświadczony napastnik karnego wykorzystał, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść „Los Diablos Rojos”. Zdobył swojego piątego gola w ostatnich trzech pojedynkach! Jednocześnie ósmy raz w sezonie ogółem wpisał się na listę strzelców, stając się suwerennym liderem klasyfikacji goleadorów Superligi.

Gol Romero z jedenastu metrów przesądził o tryumfie faworyzowanego zespołu Fernando Beróna. Z pomocą przewagi liczebnej delegaci bezproblemowo utrzymali zwycięski rezultat. Jeszcze z rzutu wolnego podwyższyć mógł Cecilio Domínguez – niemniej niski, mierzony strzał Paragwajczyka ze stałego fragmentu gry zdołał wybić niedoświadczony 22-latek Juan Cruz Bolado.

Independiente wygrał drugi mecz pod rząd, jednocześnie pierwszy raz podczas całych swoich dziejów dokopując w Mendozie ekipie Godoy Cruz.

Dzięki małemu odrodzeniu po ustąpieniu poprzedniego trenera – Sebastián Beccacece „Inde” wskoczył na dziewiąte miejsce w ligowej klasyfikacji ze zdobytymi 20 punktami.

Natomiast Godoy Cruz wciąż zamyka stawkę, uciuławszy raptem sześć oczek. „Winiarze” dla kontrastu zaliczyli drugą porażkę z rzędu – w bieżącym sezonie prezentują się poniżej wszelkiej krytyki, a przecież jeszcze w ubiegłym roku świętowali wicemistrzostwo Argentyny…..

*****************************************************************************

Central Córdoba vs Patronato 3:2 (0:1)

Gole – 0:1 i 1:2 Cristian Tarragona (27′, 63′), 1:1 Jonathan Bay (46′), 2:2 Jonathan Herrera (73′ – pen.), 3:2 Joao Rodríguez (90′ – pen.)

Bezpośrednie starcie kandydatów do spadku w Santiago del Estero dla lokalnego Central Córdoba, które dzięki wydartemu rzutem na taśmę zwycięstwu umknęło ze strefy spadkowej i jednocześnie zepchnęło tam przybyszy z Międzyrzecza.

Patronato aż dwukrotnie wychodził na prowadzenie, ale głównie ze względu dyscyplinarnych (dwie czerwone kartki pod koniec meczu) ostatecznie nie wywiózł żadnego punktu z północy kraju.

Do przerwy „El Patrón” prowadził 1:0 po bramce Cristiana Tarragony. Napastnik ten zrehabilitował się za swój wcześniejszy strzał w słupek z ubocza 16-tki. W 27 minucie przejął dogranie głową od swojego paragwajskiego kolegi z ataku Gabriela Ávalosa, aby następnie trafić w długi róg wybiegłszy sam na sam z bramkarzem Diego Rodríguezem.

Dwie minuty później Tarragona zaliczył okazję do skompletowania dubletu. Gabriel Compagnucci pomknął z samodzielnym atakiem i obstawiony przez defensorów oddał niski strzał zza szesnastego metra. Tę jego próbę sparował jednak były doświadczony goalkeeper. Compagnucci odzyskał futbolówkę na boku 16-tki, wycofując Tarragonie. Autor pierwszego gola niestety fatalnie spudłował nad poprzeczką ze skraju pola karnego.

Central Córdoba odpowiedział zaraz po zmianie stron. Minęło zaledwie pół minuty od wznowienia gry, kiedy ich lewy obrońca Jonathan Bay nienagannym uderzeniem przy słupku zza pola karnego znalazł drogę do siatki.

Nieco ponad kwadrans utrzymywał się remis 1:1, aczkolwiek nadal posiadający przewagę optyczną Patronato odzyskał zaliczkę w 63 minucie. Wówczas drugi raz listę strzelców swym nazwiskiem zapełnił Tarragona, który sprytnym bezpośrednim uderzeniem po ziemi ze skraju pola karnego kompletnie zaskoczył bramkarza miejscowych.

Central Córdoba jednak nie załamał się drugim ciosem w plecy i na niego też wykonał ripostę. Dziesięć minut po skompletowaniu dubletu przez Tarragonę gospodarze wywalczyli pierwszy tej nocy rzut karny, a ten na trafienie zamienił najlepszy obecnie piłkarz „El Ferroviario”, czyli Jonathan Herrera.

Od tego momentu inicjatywa przeszła na stronę beniaminka. Dominację Central Córdoba utwierdziła czerwona kartka dla pomocnika gości Dardo Miloca, jaką ten po swoim faulu obejrzał za drugie „żółtko” w 82 minucie.

W przewadze liczebnej miejscowi wzmogli działalność ofensywną, której efektem było kolejne wapno dla nich. Za chamskie uderzenie rywala we własnej szesnastce podczas kornera czerwoną kartkę za drugą żółtą obejrzał tym razem Gabriel Díaz. Natomiast wapno tuż przed upływem regulaminowego czasu spożytkował kolumbijski zmiennik Joao Rodríguez.

Radząc sobie w dziewięciu przeciwko jedenastu Patronato nie miał żadnych szans na wyrównanie strat przed samym finiszem zawodów. Sporo doliczonych minut nie pomogło gościom w walce o uratowanie jakiejkolwiek zdobyczy punktowej.

Central Córdoba zwyciężył pierwszy raz od czterech spotkań, dzięki czemu opuścił spadkową trójkę. W tabeli ligowej natomiast ekipa Gustavo Coleoniego zajmuje obecnie piętnastą lokatę ze zdobytymi szesnastoma oczkami. A już w czwartek (podczas przerwy reprezentacyjnej) „El Ferroviario” będzie walczyć z Lanús o finał Copa Argentina.

Natomiast Patronato poległ aż czterokrotnie w ostatnich pięciu bojach, a efektem tej fatalnej serii jest powrót klubu z Parany do czerwonej strefy – w tabeli Superligi chłopcy Mario Sciacquy ze zdobytymi raptem trzynastoma oczkami okupują niskie 21. miejsce.

Comments are closed.