Powrót „boskiego” Leo Messiego do reprezentacji Argentyny, wcale nie raczy zwiastować jej odrodzenia. W pierwszym narodowym meczu gwiazdora FC Barcelony po rosyjskich Mistrzostwach Świata drużyna „Albicelestes” uległa 1:3 zdecydowanie słabszej Wenezueli, zaś bożyszcz tłumów skończył zawody kontuzjowany. Stadion Wanda Metropolitano wyraźnie jest obłożony jakąś klątwą dla Argentyńczyków, którzy dotkliwie przegrali na madryckim obiekcie swoje drugie spotkanie.
Dokładnie rok temu w marcu podczas przygotowań do Mundialu drużyna dowodzona przez Jorge Sampaoliego na nowym stadionie Atlético doznała blamażu 1:6 z gospodarzami – Hiszpanią. Teraz trzeba było stawić czoła przeciwnikowi bez Ángela Di Marii, który z powodu kontuzji mięśnia odbytnicy został wycofany ze zgrupowania.
Chłopcy Lionela Scaloniego mimo obecności „Boskiego Leo” zostali całkowicie ośmieszeni przez Wenezuelę. Rywal to przeciętna, choć obiecująca drużyna chcąca w najbliższym czasie zakwalifikować się na swoje pierwsze Mistrzostwa Świata.
Selekcjoner argentyński wystawił półrezerwowy skład. W sparingu wzięło udział aż czterech debiutantów – Gonzalo Montiel, Lisandro Martínez, Matías Suárez oraz Domingo Blanco. Dodajmy również, że groteskowy staż w drużynie narodowej mają tacy zawodnicy piątkowej wyjściowej jedenastki, jak Franco Armani, Juan Foyth, Gonzalo Martínez tudzież Lautaro Martínez.
Mimo wszystko wstydem jest porażka z gwiazdorami klubów pokroju jankeska Atlanta United, kolumbijski Millonarios, norweski Stabaek, portugalska Tondela tudzież hiszpańscy drugoligowcy z Kadyksu oraz Tarragony.
„La Vinotinto” błyskawicznie wyprowadzili pierwszy cios. Już w 5 minucie długa laga zza połowy boiska Roberto Rosalesa zawędrowała w pole karne Argentyńczyków. Przejął ją José Salomón Rondón wyprzedziwszy nieuważnego Gabriela Mercado. Czołowy wenezuelski napastnik wybiegł sam na sam z Franco Armanim, którego pokonał bezlitosnym strzałem.
Starania argentyńskiej ekipy o wyrównujące trafienie rezultatów nie dawały. Atakom przewodził oczywiście nieziemski Messi, który reprezentacyjne wyzwania mimo półrocznej przerwy od kadry nadal traktuje po macoszemu.
„Atomowa Pchła” posłał jedno dośrodkowanie z lewego skrzydła dokonując wcześniej samozwańczego rajdu z środka do bok boiska. Jego dośrodkowanie głową przeciął Lautaro Martínez oddając strzału na bramkę Wuilkera Faríñeza, lecz ów goalkeeper sparował piłkę na korner.
Nie udało się asystować, więc Messi osobiście spróbował szczęścia technicznym strzałem z dystansu, lecz również tutaj Faríñez zdołał wybić futbolówkę ponad poprzeczkę. Szczerze mówiąc w pierwszej połowie mieliśmy bliżej drugiej bramki dla Wenezuelczyków, aniżeli wyrównali strat. Jedno koszmarne pudło po strzale głową w polu bramkowym zanotował Rondón, natomiast Armani heroicznie zablokował atak sam na sam Darwina Machísa.
Jak należy strzelać technicznie „Boskiego Leo” nauczył Jhon Murillo broniący barw…. outsidera ligi portugalskiej o nazwie Tondela. W 43 minucie szybkie rozegranie rzutu wolnego, po którym ów pomocnik wyprowadził atak znakomitym mierzonym uderzeniem w długi róg oddanym z linii pola karnego pokonując Armaniego.
Dopiero po przerwie Argentyńczycy zdołali zaaplikować trafienie Wenezuelczykom i uczynili to bez udziału Messiego. Centrę w szesnastkę posłał Giovani Lo Celso. Tym razem to defensywa Wenezuelczyków zaspała, natomiast Lautaro Martínez zmyślnym uderzeniem zwieńczył akcję jeden na jednego z Faríñezem. Napastnik zamierzający zastąpić Mauro Icardiego w mediolańskim Interze zdobył swojego drugiego gola w piątym występie dla reprezentacji.
Argentyńczycy nie dawali rady. Zadanie wyrównania deficytu bramkowego przerosło ich. „La Vinotinto” we własnej szesnastki totalnie odcięli od futbolówki biało-błękitną ofensywę. Dwukrotnie Messi przymierzył z rzutu wolnego – za każdym razem minimalnie za wysoko.
Nie strzelisz Ty, strzelą Tobie! Wenezuela zaś wykorzystała indolencję „Albicelestes” i dobiła ich u progu ostatniego kwadransa rywalizacji. Chłopcy Rafaela Dudamela wywalczyli jedenastkę w 75 minucie, kiedy notujący fatalne zawody Juan Foyth sfaulował wprowadzonego chwilę wcześniej Josefa Martíneza. Wapno w efektownym stylu wykorzystał sam poszkodowany – biorąc niepospieszny rozbieg zwiódł Armaniego podskokiem przed oddaniem strzału, aby za chwilę delikatnym uderzeniem zaadresować futbolówkę do siatki.
To dopiero drugie w historii zwycięstwo Wenezueli nad Argentyną, ale pierwsze od 2011 roku. Pomyśleć, że do rzeczonego roku wszyściutkie spotkanie między obiema reprezentacjami zwyciężał kraj srebra. Aczkolwiek stosując typowo polską wymówkę: „Wenezuelski futbol w ostatnich latach poczynił znaczny postęp”.
Jakby tego było mało, Messi podczas konfrontacji doznał kontuzji kości łonowej, więc po jej zakończeniu musiał zostać wycofany ze zgrupowania.
Argentyna vs Wenezuela 1:3 (0:2)
Gole – 0:1 José Salomón Rondón (5′), 0:2 Jhon Murillo (44′), 1:2 Lautaro Martínez (58′), 1:3 Josef Martínez (75′ – pen.)
Składy:
Argentyna: Franco Armani – Gabriel Mercado (46′, Walter Kannemann), Juan Foyth, Lisandro Martínez (46′, Domingo Blanco) – Gonzalo Montiel, Leandro Paredes, Giovani Lo Celso (78′, Roberto Pereyra), Nicolás Tagliafico – Lionel Messi [C], Gonzalo Martínez (46′, Matías Suárez) – Lautaro Martínez (70′, Darío Benedetto)
Trener: Lionel Scaloni
Wenezuela: Wuilker Faríñez – Ronald Hernández, Yordan Osorio, Mikel Villanueva, Roberto Rosales – Júnior Moreno, Tomás Rincón [C] – Jhon Murillo (89′, Jan Hurtado), Yangel Herrera (64′, Yeferson Soteldo), Darwin Machís (79′, Juanpi) – José Salomón Rondón (72′, Josef Martínez)
Trener: Rafael Dudamel
Sędziował: José María Sánchez (Hiszpania)
BTW. W tym spotkaniu zagrało aż czterech Martínezów – trzech argentyńskich i jeden wenezuelski. Dwóch zdobyło bramki.
We wtorek drugi marcowy mecz towarzyski Argentyny. „Albicelestes” udadzą się do Tangeru w północno-zachodnim rogu Afryki, gdzie sprawdzą umiejętności reprezentacji Maroka.
Drużyna z Maghrebu teoretycznie również jest zdecydowanie mniej renomowana, niż brygada Scaloniego. Aczkolwiek podczas ostatnich MŚ potrafiła między innymi napsuć krwi Hiszpanom oraz Portugalczykom. Przeciwko iberyjskim potęgom Marokańczycy walczyli, jak równy z równym, choć zasadniczo nie mieli szans na przejście fazy grupowej po inauguracyjnej porażce z Iranem.