DyJ znów dogoniła lidera, festiwal Talleres

Piątkowej nocy rozpoczęła się pierwsza lutowa kolejka argentyńskiej Superligi. Na otwarcie siedemnastej serii spotkań doszło do trzech ciekawych rywalizacji. Defensa y Justicia ponownie zrównała się punktami z liderującym Racingiem Club, świetną partię rozegrali Talleres, natomiast Gimnasia La Plata dobiła niemal pewnego spadkowicza.

Gimnasia La Plata vs Tigre 3:1 (0:0)

Gole – 1:0 Lorenzo Faravelli (54′), 1:1 Hugo Silveira (72′), 2:1 Maximiliano Coronel (84′), 3:1 Alexi Gómez (88′)

Siedemnastą kolejkę zainicjowała bitwa dwóch ekip dolnej części klasyfikacji. Broniąca się przed spadkiem Gimnasia La Plata przeciwko niemal pogodzonemu z losem Tigre. Póty co oba kluby mają jeszcze o co walczyć, zatem piłkarze dawali z siebie sto procent możliwości. Więcej powodów do radości mieli jednak faworyzowani gospodarze.

Gimnasia katastrofalnie rozpoczęła ten rok w lidze, przed tygodniem została zdemolowała 1:4 w Tucumánie przez miejscowe Atlético. Jak najszybszy odwet był wręcz konieczny dla chłopców Pedro Troglio.

Do przerwy gole w La Placie nie padły, a przewaga należała do Tigre. Potencjalny spadkowicz marnował jednak swoje okazje. Choćby po dograniu wracającego z Grecji pomocnika Nicolása Colazo groźnie z centrum pola karnego przyrżnął Federico González, aczkolwiek Alexis Martín Arias heroicznie zatrzymał jego próbę.

Lobem zza szesnastki zaskoczyć bramkarza chciał Walter Montillo minimalnie chybiwszy nad poprzeczką. Natomiast z ubocza pola karnego starał się Martín Galmarini i tylko otarł boczną siatkę.

Natomiast po zmianie stron, w 53 minucie „Los Lobos” sforsowali defensywę outsidera. Ostoja pomocy gospodarzy, a więc Lorenzo Faravelli chcąc dośrodkować w pole karne strzelił gola z połowy boiska!

Jego centrostrzału tuż sprzed linii oznaczającej środek placu boju nie zdołał przeciąć ani nadbiegający Matías Gómez, ani nie przejął go bramkarza Gastón Guruceaga. Futbolówka nie tknięta po drodze przez nikogo wturlała się do bramki!

Takim niesamowitym zrządzaniem losu mamy kandydatkę do miana gola sezonu. Faravelli zdobył swojego drugiego gola w bieżącym roku. Właśnie on jest reżyserem gry przeciętnej Gimnasii, która w roku ubiegłym sensacyjnie osiągnęła finał Pucharu Argentyny eliminując na swej trasie zarówno Boca Juniors, jak i River Plate.

Kilka minut później Diego Morales mógł wyrównać z rzutu wolnego, aczkolwiek jego uderzenie ze stałego fragmentu gry jakoś sparował nad poprzeczką Arias.

Jednakże Tigre zdołał wyrównać za sprawą złotego zmiennika Hugo Silveiry. Urugwajczyk, który tydzień temu uratował „El Matador” remis przeciwko San Martínowi de Tucumán, tym razem odrobił stratę pomyślnie dobijając swój wcześniej odbity od słupka strzał głową. Trafienie zawdzięcza dośrodkowaniu Waltera Montillo, który rok temu wrócił do aktywności piłkarskiej wyleczywszy dotkliwą kontuzję kolana.

To spotkanie należało jednak go miejscowych, którzy pod jego koniec przygarnęli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 84 minucie narożne dośrodkowanie Paragwajczyka Víctora Ayali głową przeciął obrońca Maximiliano Coronel, pokonując Guruceagę i przywracając prowadzenie „Wilkom”.

Natomiast cztery minuty później, jeszcze przed upływem regulaminowego czasu Ayala posłał kolejną centrę z kornera, którą tym razem wybił głową rywal. Jednakże za polem karnym futbolówkę przejął nowy peruwiański zawodnik miejscowych Alexi Gómez, aby następnie fantastyczną torpedą pod poprzeczkę ustalić wynik na 3:1.

Inkas w swoim debiucie dla GELP zaliczył wejście smoka. Dodajmy, iż strzelił tego gola raptem osiem minut od czasu zameldowania się na boisku.

Dwa trafienia przedniej urody w jednym spotkaniu. Gimnasia La Plata przerwała bez ligowego tryumfu, jaka stanęła na sześciu spotkaniach (uwzględniając także Puchar Argentyny zebrałoby się osiem takich meczów, aczkolwiek tam chociaż raz wygrali po rzutach karnych).

Zawodnicy Troglio w tabeli są jednak dopiero dwudzieści, zgromadziwszy raptem 18 punktów. Zamykające tabelę spadkową Tigre ma tyle samo oczek, a plasuje się wyżej tylko dzięki lepszej różnicy bramek.

*****************************************************************************

San Martín de Tucumán vs Defensa y Justicia 1:2 (1:0)

Gole – 1:0 Tino Costa (19′ – pen.), 1:1 Oliver Benítez Paz (82′ – samobój), 1:2 Nicolás Fernández (90+2′)

Starcie kandydata do spadku przeciwko walczącej o mistrzostwo Defensa y Justicia okazało się nader wyrównane. Summa summarum wyżej notowany zespół przypieczętował swoje zwycięstwo golem w ostatnich sekundach konfrontacji. Ogółem u samego jej kresu odwrócił wynik!

To beniaminek ukąsił jako pierwszy. W 19 minucie weteran Tino Costa znany głównie z występów dla hiszpańskiej Valencii wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie ręką Ciro Riusa w obrębie własnej szesnastki.

Wyrównać chciał nieco później Gastón Togni, jednak chytry strzał wychowanka Independiente z ubocza pola karnego jakoś sparował wiekowy Jorge Carranza.

Zniwelować deficyt bramkowy udało się wiceliderowi dopiero w 82 minucie. Wówczas stoper miejscowych Oliver Benítez Paz tak niefortunnie przeciął głową dośrodkowanie lewą flanką, że wcisnął futbolówkę do własnej bramki, kompletnie zaskakując Carranzę niespodziewającego się rzeczonego obrotu spraw.

Defensa y Justicia nie zamierzała składać broni. Remis nie zadowalał „Sokołów” snujących mistrzowskie ambicje. Sprawy w swoje ręce wziął najskuteczniejszy zawodnik tego klubu podczas zeszłej kampanii, czyli Nicolás Fernández. W 86 minucie niestety skiksował przed piątym metrem chcąc spożytkować wrzutkę Togniego zza linii bocznej pola karnego.

Aczkolwiek podczas ostatnich sekund Fernández poprawił się i unikając pozycji spalonej z najbliższej odległości wycelował do pustej siatki otrzymawszy asystę od Matíasa Rojasa. Paragwajczyk, który zdobył siedem goli podczas bieżącego czempionatu, teraz dla odmiany popisał się rozstrzygającą asystą.

Drugie starcie pod rząd, gdzie DyJ wygrywa golem zdobytym u samego kresu zawodów. Przypomnijmy, iż siedem dni temu również ugodziwszy w doliczonym czasie gry „El Halcón” ośmieszyli największy niewypał trwającego sezonu – San Lorenzo de Almagro.

Czwarte pod rząd zwycięstwo pozwoliło Defensa y Justicia wtórnie zrównać się punktowo z Racingiem Club. Chłopcy Sebastiána Beccacece nadal są jedyną niepokonaną drużyną Superligi 2018/2019, skompletowali już 39 oczek i ustępują „La Academia” tylko gorszym bilansem bramkowym.

Zaznaczmy, że oba kluby zagrają ze sobą akurat w ostatniej kolejce Superligi! Czeka nas bezpośrednia bitwa o mistrzostwo?

San Martín de Tucumán w zestawieniu Superligi zajmuje niziutkie 21 miejsce oraz nadal tkwi w strefie spadkowej tabeli „descenso”. Zadanie wydostania się spod czerwonej kreski dla zespołu Waltera Coyette’a może stać się zbyt wymagające. Najwidoczniej po roku w najwyższej klasie rozgrywkowej „El Santo” wrócą na zaplecze.

*****************************************************************************

Talleres vs Banfield 3:1 (2:0)

Gole – 1:0 Sebastián Palacios (5′), 2:0 Leonardo Godoy (8′), 2:1 Jesús Dátolo (79′), 3:1 Joel Soñora (81′)

Ponieważ już za pół tygodnia Talleres toczą priorytetową batalię drugiej rundy eliminacyjnej Copa Libertadores, musieli ligowe spotkanie grać już w piątek.

Mimo oszczędzania sił przed pucharowym bojem podopieczni Juana Pablo Vojvody nie usiedli na laurach, przed własnymi trybunami rozklepując Banfield, który pod pieczą Hernána Crespo wcale nie notuje udanych początków.

Minęło raptem osiem minut, kiedy kordobańska ekipa objęła solidne dwubramkowe prowadzenie. To był dzień pięknych goli w Argentynie.

Już w 5 minucie akcja zapoczątkowana dalekim wykopem Guido Herrery od własnej bramki. Piłką na lewej flance przejął Sebastián Palacios, przedostał się na bok pola karnego, gdzie z niezwykle ostrego kąta niskim uderzeniem spowodował kapitulację Ivána Arboledy. Pierwszy gol „El Tucu” po powrocie do Córdoby z ligi meksykańskiej.

Talleres błyskawicznie podążyli za ciosem. Jakieś 180 sekund później Palacios poprowadził następną ofensywę – przewrócony przez dwóch obrońców zdążył podać Leonardo Godoy’owi. Prawy obrońca wparował w pole karne gości od boku i mocnym strzałem w krótki róg sprawił, że kolumbijski goalkeeper drugi raz tej nocy musiał kierować ręce do swej bramki.

Porażony Banfield dopiero po jakimś czasie ocknął się, tworząc dwie ciekawsze okazje ku zmniejszeniu straty. Agustín Fontana obił słupek mocnym uderzeniem z boku 16-tki, natomiast Luciano Gómez posłał dalekosiężną torpedę, jaka odbita rykoszetem zmusiła do interwencji Herrerę – bramkarz „La T” jakoś sparował piłkę nad poprzeczką.

Delegaci z południowego Buenos Aires nawiązali jakiś kontakt w 79 minucie. Doświadczony Jesús Dátolo bezpośrednio z rzutu wolnego zza linii bocznej szesnastki nareszcie zmusił do kapitulacji Herrerę, który mimo ofiarnego rzucenia się nie zdołał zatrzymać silnego strzału. Rozstrzygnięcie pojedynku nadal zostawało sprawą otwartą.

Aczkolwiek Talleres za chwilę odzyskali dwubramkową zaliczkę. Wprowadzony na zmianę Joel Soñora – były młodzieżowy reprezentant USA, syn pomocnika Boca Juniors w latach 80-tych Diego Soñory efektownym niskim strzałem z jakiegoś 25 metra strzelił trzeciego gola dla kordoban i rozwiał jakiekolwiek wątpliwości.

22-latek, który piłkarzem „La T” jest od roku zaliczył pierwsze oficjalne trafienie w dorosłej karierze (wcześniej strzelał tylko dla występujących w trzeciej lidze niemieckiej rezerw VfB Stuttgart).

Dzięki bezpośredniej victorii Talleres wyprzedzili Banfield wśród ligowej stawki. Obie brygady uciułały dotychczas po 22 punkty, aczkolwiek dzięki lepszej różnicy bramek przedstawiciele Córdoby są dwunaści, zaś „El Taladro” figurują pozycję niżej.

Obyśmy uświadczyli równie fenomenalnych Talleres podczas środowej batalii drugiej rundy eliminacyjnej Libertadores, kiedy na ogromnym stadionie im. Mario Kempesa biało-granatowa ekipa w hicie tygodnia ugości brazylijski São Paulo FC.

Przed rokiem Banfield nie przebrnął kwalifikacji CL odpadając w ostatniej rundzie przeciwko urugwajskiemu Nacionalowi. Czy teraz „La T” osiągną chociaż tyle, co wtedy drużyna prowadzona przez Julio Césara Falcioniego tj. przejdą jedną rundę w eliminacjach?

Comments are closed.