Podczas trwającego tygodnia powszedniego drużyny argentyńskie mają wolne. El Superclásico w finale Libertadores jest dopiero w sobotę, natomiast wśród półfinalistów Sudamericany nie przedstawicieli kraju srebra. Półfinały Copa Argentina czekają podczas drugiej połowy listopada, więc aby ten tydzień w ojczyźnie Maradony nie był całkiem pozbawiony futbolu na najwyższym poziomie rozegrano chociaż zaległe spotkanie pierwszej kolejki Superligi. Relacja z niego:
Independiente vs San Martín de Tucumán 4:0 (1:0)
Gole – 1:0 Pablo Hernández (27′), Fernando Gaibor (79′ – pen.), Braian Romero (90′), Emmanuel Gigliotti (90+4′)
Po przespaniu pierwszej części sezonu spowodowanym magazynowaniem sił na rozgrywki Copa Libertadores do czołówki tabeli stopniowo wraca Independiente.
„Czerwone Diabły” musiały odrobić zaległości, gdyż w połowie sierpnia ich inaugurację zmagań ligowych odroczył udział w Copa Suruga Bank (gdzie na japońskiej ziemi wymęczyli skromne 1:0 z Cerezo Osaka) oraz występ przeciwko brazylijskiemu Santosowi w 1/8 finału Pucharu Wyzwolicieli (który wygrali walkowerem).
Chłopcy Ariela Holana podczas zaległego starcia podejmowali u siebie, na jednym z niewielu nowoczesnych argentyńskich obiektów – Estadio Libertadores de América beniaminka San Martínowi de Tucumán.
Konfrontacja wbrew pozorom wcale nie miała należeć do łatwych, ponieważ goście ostatnimi czasy wyraźnie złapali pierwszoligowy rytm. „El Santo” chociażby dokopali 2:1 liderowi Racingowi Club grając w osłabieniu, zremisowali bezbramkowo z lepszymi od siebie Talleres, a minionego weekendu zlali 2:0 swoich imienników z San Juan.
No właśnie, potrafili na własnej Ciudadela pokonać Racing, aczkolwiek przeciwko drugiej ekipie z Avellanedy przyszło im zebrać bolesne manto. I to mimo, że początki zupełnie nie zapowiadały pogromu.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla miejscowych, bowiem w 27 minucie będący w tym sezonie snajperem wyborowym Emmanuel Gigliotti dla odmiany wyłożył asystę z boku szesnastki na teren pole bramkowego, gdzie akcję wykończył Pablo Hernández. Reprezentant Chile urodzony w argentyńskim Tucumánie z najbliższej odległości pokonał bezradnego staruszka Jorge Carranzę.
Chwilę później wyrównać mógł Tino Costa. Inny wiekowy zawodnik outsidera, którego europejscy kibice pamiętają m.in. z Valencii, Genoa CFC tudzież Fiorentiny groźnie przymierzył z rzutu wolnego, ale nie przechytrzył Martína Campañi tak, jak trzy dni temu zrobił to po strzale z rzutu wolnego przeciwko San Martín de San Juan. Urugwajczyk zatrzymał próbę 33-latka, zaś dobitka kolegi ze skraju pola karnego minęła słupek.
Dla gospodarzy podwyższyć mógł Fernando Gaibor. Carranza jednak wybił dalekosiężną torpedę Ekwadorczyka. Niemniej w 79 minucie Gaibor zdołał podwyższyć na 2:0 spożytkowawszy rzut karny podyktowany na przewinienie Carranzy, który chcąc wypiąstkować futbolówkę dośrodkowaną z jego szesnastkę uderzył pięścią w głowę chcącego główkować Jorge Nicolása Figala.
Pod koniec zawodów „Los Diablos Rojos” dopełnili dzieła zniszczenia, a Gigliotti wzbogacił swój okazały dorobek bramkowy. Jednak najpierw w 90 minucie centra weterana Nicolása Domingo w okolice piątego metra zakończyła się trafieniem głową rezerwowego Braiana Romero.
Natomiast w trzeciej dodatkowej minucie kropkę nad „i” postawił właśnie Gigliotti, bo przecież nie mogło być tak, żeby najskuteczniejszy gracz ligi nie dołożył własnej cegiełki do takiej kanonady. Jedyny etatowy reprezentant Argentyny wśród „Inde”, czyli Maximiliano Meza asystował dograniem sprzed linii końcowej boiska na boku szesnastki, dzięki któremu „Puma” uderzeniem zza pola bramkowego wycelował do siatki ustalając wynik na 4:0.
Zatem Emmanuel Gigliotti rozegrawszy dopiero jedenaście spotkań podczas bieżącej kampanii Superligi zdobył w nich swojego dwunastego gola jeszcze solidniej umacniając się na czele klasyfikacji goleadorów. Nad drugim Lisandro Lópezem zza miedzy ma aż pięć trafień przewagi. Jest skuteczniejszy, niźli w ubiegłym sezonie Darío Benedetto z Boca dopóty „Pipa” nie zerwał więzadeł krzyżowych w kolanie.
Dodajmy, iż w 89 minucie tuż przed ostatnimi dwiema bramkami wszedł tutaj na boisko 19-letni wychowanek Independiente – Mauro Molina notując swój dopiero drugi oficjalny występ w zawodowej karierze. Choć grał krótko, to był boiskowym świadkiem dwóch bramek. Do żadnej jednak nie włożył udziału.
Beniaminek San Martín de Tucumán zmarnował i tak trudną do wykorzystania szansę, aby wypłynąć się ze strefy spadkowej.
Independiente przy okazji wziął rewanż na Tucumánie za porażkę 2:4 sprzed pół tygodnia, poniesioną w owym mieście przeciwko mocnemu obecnie Atlético. W tabeli ligowej czerwona część Avellanedy właśnie wyprzedziła rzeczonych swoich pogromców oraz choćby Boca Juniors pnąc się na czwarte miejsce, honorowane awansem do Copa Libertadores 2020.
Ubiegłoroczni tryumfatorzy Copa Sudamericana zgromadzili 20 punktów, aczkolwiek nie mają już żadnej gierki zaległej, a jeszcze siedem tracą do liderującego odwiecznego wroga – Racingu Club. „Inde” jednak nadal może realnie myśleć o mistrzowskiej koronie, bowiem „La Academia” raczej nie będzie ciągle zwyciężać.
W każdym razie to nie był pomyślny rok dla teamu dowodzonego od początku 2017 przez inżyniera Holana. Miniony sezon Superligi ukończyli tuż za miejscami gwarantującymi Libertadores, w tegorocznej edycji kontynentalnej elity odpadli podczas ćwierćfinału przeciwko jednemu z największych rywali – River Plate, w Pucharze Argentyny na etapie 1/16 finału za burtę wyrzucił ich drugoligowy Brown de Adrogué.
Ponadto w lutym przegrali po serii rzutów karnych batalię o Recopa Sudamericana na rzecz brazylijskiego Grêmio. Na pocieszenie została im wspomniana wcześniej, podrzędna Copa Suruga Bank.
Co najgorsze „Inde” teraz ma potworny dylemat przed zbliżającym się Superfinałem. Muszą wybierać z dwojga złego – albo kibicować Boca i zostać dogonionym przez „Xeneizes” na szczycie pod względem zdobytych trofeów CL, ale zakwalifikować się do przyszłorocznej edycji. Albo kibicować River i nie załapać się do przyszłorocznej elity, lecz za to pozostać samodzielnym liderem pod względem wywalczonych Pucharów Wyzwolicieli.
Większość sympatyków Independiente preferuje tę drugą opcję, gdyż ważniejsze dla nich, niż awans do CL 2019 jest utrzymanie statusu klubu z największą ilością klubowych mistrzostw Ameryki Południowej.