Racing pewniej na czele, festiwal w Tucumánie

W niedzielę przeprowadzono aż pięć spotkań 10. kolejki Superliga Argentina 2018/2019. W hicie kolejki Racing Club zrobił viradę, pokonując 2:1 u siebie San Lorenzo. Prawdziwym szlagierem okazał się jednak pojedynek Atlético de Tucumán przeciwko Independiente, gdzie ci pierwsi znający najlepszą metodę na „Czerwone Diabły” pokonali je 4:2. Podsumowanie dnia:

Racing Club vs San Lorenzo 2:1 (0:1)

Gole – 0:1 Nicolás Reniero (30′), 1:1 Lisandro López (46′), 2:1 Guillermo „Pol” Fernández (62′)

Klasyk między dwiema potęgami z Buenos Aires zakończył się tryumfem lidera. Obie drużyny zanotowały wynik odwrotny do uzyskanego w poprzedniej kolejce – Racing tydzień temu z San Martín de Tucumán prowadził 1:0, aby ostatecznie przegrać 1:2. San Lorenzo natomiast przed sześcioma dniami pierwszy stracił gola, ażeby ostatecznie pokonać 2:1 drugi San Martín z miasta San Juan.

Przeciętnie spisujący się dziś klub papieża Franciszka lepiej rozpoczął to spotkanie. Dośrodkowanie z kornera mogło przynieść im trafienie, lecz bezlitosny strzał wolejem młodego obrońcy Elíasa Pereyry znakomicie wybił 12 lat starszy od niego Javier García.

Ku niedowierzaniu trybun El Cilindro goście objęli prowadzenie, gdy minęło półgodziny zawodów. Wówczas pozbawieni swego kapitana Nicolása Blandiego zadali cios miejscowym. Imiennik wysokiego snajpera, czyli Reniero zaadresował futbolówkę do siatki. Zostawiony samopas trafił zza pola bramkowego zakładając „siatkę” między nogami interweniującego Garcii, kiedy poprawiał odbity rykoszetem strzał Pablo Mouche z okolicy 16 metra.

Gospodarze jednakże nie zamierzali przegrywać drugi raz pod rząd. W 44 minucie mogli wyrównać dzięki rzutowi wolnemu – strzał Guillermo Fernándeza ze stałego fragmentu gry wybił jednak Nicolás Navarro, natomiast dobitka stopera Leonardo Sigaliego chybiła.

Summa summarum zaraz po przerwie Racing rozbił mur „Kruków”. Fatalne wybicie obrońcy gości Marcosa Senesiego sprawiło, iż piłka odbiła się od Jonathana Cristaldo, a następnie otworzyło to drogę do bramki Lisandro Lópezowi. Doświadczony snajper wybiegł sam na sam z Navarro. Choć był doganiany przez obrońców, to zachował zimną krew i efektowną podcinką zaskoczył bramkarza rywali.

35-letni „Licha” zdobył siódmego gola w sezonie, próbując gonić najskuteczniejszego napastnika odwiecznych wrogów – Emmanuela Gigliottiego. W 54 minucie mógł podwoić dorobek, lecz jego kozłowany strzał głową tylko ostukał poprzeczkę.

Kwadransa potrzebowała błękitno-biała strona Avellanedy, żeby odwrócić wynik. W 62 minucie wprowadzony podczas pierwszej części za kontuzjowanego Augusto Solariego pomocnik Guillermo „Pol” Fernández posłał efektowną dalekosiężną torpedę, która spowodowała drugą kapitulację Navarro.

Kwadrans przed końcem meczu niedawny gwiazdor Godoy Cruz chciał trafić drugi raz, ale jego próbę zza pola karnego wybił goalkeeper. Racing koniec końców ograł papieski klub 2:1, choć powinien był odnieść wyższe zwycięstwo.

Racing Club wykorzystał potknięcia goniącego go peletonu, sam wygrał prestiżowy mecz i znów umocnił się na szczycie klasyfikacji zgromadziwszy dotychczas 23 punkty.

Natomiast San Lorenzo lepsze spotkania przeplata słabszymi – wśród ligowego zestawienia spadł na dalekie osiemnaste miejsce, do „La Academii” traci aż 13 punktów po dziesięciu kolejkach.

Ostatnią nadzieję na uratowanie godności w tym roku „Cuervos” zachowali w Copa Argentina, gdzie za pół tygodnia podejmą drugoligowy Temperley. Mimo wszystko dni szkoleniowca Claudio Biaggio na Estadio Nuevo Gasometro raczej są policzone….

*****************************************************************************

Patronato vs Rosario Central 2:1 (1:0)

Gole – 1:0 i 2:1 Facundo Barcelo (23′, 90+3′), 1:1 Germán Herrera (46′)

Paradoks! Tydzień temu Central potrafił zremisować na La Bombonera z mistrzem Argentyny, a teraz uległ w Międzyrzeczu kandydatowi do spadku. Jednak niczym nowym nie jest fakt, iż „Canallas” na spotkania z Boca mobilizują się, jak przed batalią Copa Libertadores, a poza nimi mówiąc trywialnie zazwyczaj grają piach.

Delegaci z Rosario nieomal jako pierwsi zadali cios, kiedy chilijski lewy obrońca Alfonso Parot posłał bombę zza pola karnego obijając kolejno jeden i drugi słupek. Niestety dla gości futbolówka za chwilę wyleciała w boisko, po czym została wybita na korner przez stopera Renzo Verę.

Zdeterminowany w walce o utrzymanie Patronato strzelił pierwszego w 23 minucie spożytkowawszy karygodny błąd obrońcy gości. Zły wykop odbił się od Agustína Sandony, piłka wróciła na obszar pola bramkowego, skąd Jeremíasa Ledesmę pokonał Facundo Barcelo.

Wyrównać straty udało się błyskawicznie po przerwie. W 39 sekundzie od rozpoczęcia drugiej połowy Gonzalo Bettini dośrodkował prawą flanką na wysokość piątego metra, gdzie wiekowy Germán Herrera celną główką zmusił weterana Sebastiána Bertoliego, by wyciągał piłkę z siatki.

Cała pula zawędrowała ostatecznie na konto „El Patrón”. Czerwona latarnia ligi zapewniła sobie victorię na sekundy przed finiszem. W trzeciej doliczonej minucie dośrodkowanie z rzutu wolnego Gabriela Carabajala przyniosło trafienie głową Barcelo. Dwa gole Urugwajczyka przesądziły o trzech punktach dla Patronato.

Coraz bliżej wydostania się ze strefy spadkowej są futboliści z Parany, którzy wracają do pierwszoligowych rytmów po katastrofalnym wstępie tejże kampanii. Drużyna kierowana obecnie przez Mario Sciacquę przynajmniej chwilowo opuściła również ostatnie miejsce tabeli. 

Rosario Central wprawdzie spadek nie grozi, aczkolwiek „Canallas” mają ogrom materiału do analizy. Pod batutą trenera z ich szkółki – Edgardo Bauzy zapowiadali odrodzenie. Rozpoczęli przecież ten czempionat od trzech zwycięstw – tymczasem aktualnie zajmują dopiero siedemnastą pozycję. Nie takich rezultatów spodziewali się na Gigante de Arroyito.

Honoru podobnie, jak San Lorenzo strzec będą w Pucharze Argentyny – już najbliższej środy ćwierćfinałowe derby przeciwko Newell’s Old Boys.

*****************************************************************************

Vélez Sarsfield vs Belgrano 1:0 (0:0)

Gol – Braian Cufré (68′)

Coraz głośniej do ligowej czołówki wstępuje Vélez Sarsfield. „El Fortín” nareszcie zaczynają ciułać naprawdę dobre wyniku za kadencji Gabriela Heinze, który wielokrotnie obiecywał wyprowadzić ten klub z dołka, lecz najwidoczniej potrzebował czasu na spełnienie własnych deklaracji.

Wczorajszego popołudnia wymęczyli skromne zwycięstwo nad dołującym Belgrano, aczkolwiek najważniejsze drugie konsekutywne zwycięstwo oraz progres do czołowej piątki. Gospodarze przeważali przez niemal całe spotkanie, ale nie wiadomo czy starcie zakończyłoby się po ich gdyby nie czerwona kartkę za drugą żółtą dla pomocnika opozycji Gastóna Gila Romero.

Do przerwy bezbramkowo, ponieważ między innymi Lucas Robertone nie zdołał przechytrzyć bramkarza „Piratas” mocnym uderzeniem z dalszej odległości oraz strzałem z rzutu wolnego na jakimś 30 metrze.

Tuż przed kwadransem odpoczynku natomiast kontuzjowany zszedł czołowy napastnik przyjezdnych, czyli Matías Suárez. U progu drugiej odsłony Vélez strzelił dwa nieuznane gole. Pierwszego sędzia anulował z powodu dyskusyjnego faulu strzelającego Matíasa Vargasa na bramkarzu, natomiast zaliczenie drugiego uniemożliwił spalony.

Chłopcy Heinze dopięli swego jednakże w 68 minucie, kiedy bezlitosne uderzenie z dystansu lewego defensora Braiana Cufré świsnęło przed nosem jednemu obrońcy, a następnie odbite od poprzeczki wylądowało w bramce. Występujący przeciwko byłemu klubowi goalkeeper César Rigamonti nie miał nic do powiedzenia.

Vélez dzięki drugiemu z rzędu tryumfowi wzbogacił dorobek do 17 punktów, przybliżając się ku miejscom nagradzanym Copa Libertadores. Dla Belgrano to już siódmy kolejny mecz bez zwycięstwa, przez co kordobanie nadal tkwią w strefie spadkowej – nowy opiekun Diego Osella nie pomaga wstać z klęczek „Piratas”.

*****************************************************************************

Banfield vs Estudiantes La Plata 0:2 (0:0)

Gole – Mariano Pavone (74′), Fernando Zuqui (90+1′)

Od dna powoli odbijają się Estudiantes, którzy w połowie tygodnia wymęczyli zwycięski wynik przeciwko Newell’s Old Boys, zaś teraz pokonali solidnego średniaka Banfield na jego obiekcie im. Florencio Soli.

Pierwsza połowa wyraźnie dla lokalnego zespołu, którego ofensorzy jednak nie umieli zaskoczyć Mariano Andújara oraz defensywy „Estu”. Najbliżej spacyfikowania delegatów znalazł się paragwajski obrońca Danilo Ortiz, aczkolwiek jego strzał głową po centrze z rzutu rożnego wylądował w rękach goalkeepera.

Niewykorzystana dominacja zemściła się na „El Taladro” podczas końcowej fazy potyczki. W 74 minucie Mariano Pavone zdobył drugiego gola w ciągu połowy tygodnia. Facundo Sánchez dograł mu z prawego skrzydła, natomiast masywny „El Tanque” przejąwszy futbolówkę zwiódł obrońcę i torpedą pod poprzeczkę zza piątego metra zaskoczył Ivána Arboledę.

Wygraną gości podczas doliczonego czasu przypieczętował Fernando Zuqui. Niewypał transferowy Boca Juniors sprzed dwóch lat należycie zwieńczył kontrę Estudiantes. Jego centrę zza szesnastego metra nieudolnie próbował wybić obrońca, zatem Zuqui odzyskał piłkę i sam w polu karnym znalazł drogę do bramki.

Laplateńczykom po odniesieniu pierwszego w bieżącej kampanii tryumfu na wyjeździe przynajmniej nie grozi teraz ostatnie miejsce. Teraz są piętnaście zgromadziwszy 11 punktów. Banfield natomiasy wygląda na symbol pecha – 13 lokata i 13 oczek.

*****************************************************************************

Atlético de Tucumán vs Independiente 4:2 (2:1)

Gole – 1:0 i 2:1 Rodrigo Aliendro (14′, 43′), 1:1 Fernando Gaibor (35′ – pen.), 2:2 Emmanuel Gigliotti (52′), 3:2 Luis Rodríguez (85′ – pen.), 4:2 Favio Álvarez (90+1′)

Jakiż niesamowity patent ekipa z Tucumánu ma na jednego z największych piłkarskich gigantów kraju tanga – Independiente. W ostatnich ośmiu oficjalnych bojach między ćwierćfinalistami trwającej Libertadores popularni „El Decano” zwyciężyli siedmiokrotnie i tylko raz przegrali.

Minionej nocy Estadio Monumental José Fierro, gdzie zasiadają piekielnie fanatyczni kibice był świadkiem gradu goli zakończonego efektownym tryumfem lokalnej ekipy, która wtórnie przejęła drugie miejsce w tabeli.

Nie czekaliśmy długo na pierwszego gola miejscowych. Zdobył go już w 14 minucie Rodrigo Aliendro. Po szybkim wykonaniu kornera Guillermo Acosta dośrodkował w pole karne, a z jego centrum fenomenalnym bezpośrednim strzałem przy słupku trafił pomocnik noszący numer 29.

Independiente odpowiedział mniej więcej 20 minut później. Wówczas 40-letni bramkarz Cristian Lucchetti sfaulował we własnej szesnastce nacierającego Maximiliano Mezę, za co sędzia wskazał na wapno. Jedenastkę wykorzystał ekwadorski pomocnik Fernando Gaibor mimo, że Lucchetti wyczuł jego intencje.

Podrażniony Tucumán odzyskał prowadzenie tuż przed przerwą dzięki heroicznej szarży w pole karne gości. Uderzenie Luisa Rodrígueza zablokował obrońca, ale z odsieczą nadciągnął Aliendro trafieniem pod poprzeczkę strzelając gola do szatni.

Straciwszy bramkę „Inde” od razu stworzył okazję, aczkolwiek niski strzał Ezequiela Ceruttiego z boku szesnastki obronił czujny Lucchetti.

Rezultat pierwszej połowy brzmiał 2:1, drugiej identyczny. Co prawda delegacja z Avellanedy jeszcze raz wyrównała w 52 minucie, ale było to ostatnie słowo „Czerwonych”. Emmanuel Gigliotti pozostawiony zbyt swobodnie na terenie pola karnego wycelował przy słupku powodując drugą kapitulację Lucchettiego. „Puma” zaliczył już dziewiątego gola w tejże kampanii stając się naczelnym kandydatem na króla strzelców.

Za chwilę walkę o korzystny rezultat utrudnił „Inde” wprowadził po przerwie Pablo Hernández. Reprezentant Chile brzydko sfaulował Acostę, przekonując arbitra do pokazania czerwonej kartki. Co prawda San Martín de Tucumán tudzież Huracán ostatnimi czasy w Superlidze potrafili wygrać osłabieni, aczkolwiek ekipie Ariela Holana wiodło się zbyt trudno w Tucumánie, aby mogli pokusić się o bliźniacze rozstrzygnięcie.

Gospodarze opromienieni przewagą liczebną (nota bene drugą kolejkę pod rząd kończyli mecz z jednym zawodnikiem więcej) stopniowo przyciskali rywali, aż pod koniec starcia totalnie zdominowali Independiente. Ku victorii „El Decano” kierował wracający po wyleczeniu urazu, wprowadzony tu jako zmiennik Favio Álvarez.

Około 75 minuty blond włosy zawodnik, niczym rasowy drybler wykiwał dwóch oponentów na boku pola karnego, aczkolwiek źle wykończył akcję, bowiem jego techniczny strzał zza pola bramkowego minął bramkę. Później miał strasznego pecha – dogranie Luisa Rodrígueza na bok pola bramkowego przeciął wracający po półrocznym leczeniu kontuzji kolana Javier Toledo. Ten strzał wślizgiem odbił się od stojącego przy bramce Álvareza, po czym futbolówka przeleciała tuż obok słupka….

Natomiast w 85 minucie Álvarez został przewrócony na terenie 16-tki przez defensora Jorge Nicolása Figala, co nakłoniło sędziego Patricio Loustau’a, aby odgwizdał drugiego tutaj karniaka – tym razem dla Atlético. Wapno skrzętnie wykorzystał stary wyga Luis Rodríguez, dzięki czemu u kresu zawodów miejscowi trzeci raz uzyskali prowadzenie. Legedarny „Pulga” jednocześnie zdobył piątego gola w czempionacie.

„Do trzech razy sztuka”, więc czarny koń tegorocznego Pucharu Wyzwolicieli nie pozwolił trzeci raz strzelić sobie wyrównującej bramki. Mało tego, w doliczonym czasie rozwiano jakiekolwiek wątpliwości.

Podczas rzutu rożnego dla przyjezdnych na teren pola karnego miejscowych zapuścił się nawet sam goalkeeper Martín Campaña. Wyjście z bramki Urugwajczyka nie było rozsądnym pomysłem – Tucumán przeprowadził błyskawiczną kontrę za sprawą Favio Álvareza, jaki zapędził się w przeciwne szesnastkę wykańczając całość trafieniem do pustej siatki.

Atlético de Tucumán zgładził „Inde” w siedmiu na ostatnich 8 oficjalnych batalii między tymi ekipami (uwzględniając od 2013 roku pierwszą i drugą ligę, Copa Sudamericana oraz Copa Argentina).

Piorunująca końcówka dreszczowca w Tucumánie pozwoliła sensacyjnemu Atlético wrócić na pozycję wicelidera. Rozklepanie czerwonego dystryktu Avellanedy przybliżyło chłopców Ricardo Zielinskiego do szczytującego Racingu Club na cztery oczka. Pamiętajmy, że „El Decano” rozegrali spotkanie mniej od lidera, gdyż przed nimi jeszcze zaległy wyjazdowy bój przeciwko San Lorenzo.

Comments are closed.