Wczorajszej soboty rozegrano pięć meczów w ramach 23. kolejki Superliga Argentina. Finisz sezonu coraz bliższy, zatem i rozstrzygnięcia coraz istotniejsze. Na pozycji wicelidera umocnił się Godoy Cruz, który niebawem prawdopodobnie będzie mógł pochwalić się królem strzelców. Solidny średniak Defensa y Justicia upokorzył następnego stołecznego giganta. Jeden z ostatnich klasyków w bieżącej kampanii zakończył się natomiast bezbramkowym remisem. Istotną wiadomością jest poznanie dwóch następnych spadkowiczów – Olimpo oraz Temperley. Relacja:
Godoy Cruz vs Temperley 3:0 (1:0)
Gole – Agustín Verdugo (35′), Santiago García (52′, 59′)
Siódme z rzędu zwycięstwo Godoy Cruz, który zdaje się stawać głównym konkurentem Boca Juniors w walce o mistrzowską koronę. „El Bodeguero” nie spoczął na laurach po sensacyjnej wyjazdowej kanonadzie 5:0 z San Lorenzo de Almagro i idzie za ciosem. Spadkowego Temperley już tak dotkliwie nie spacyfikowali, aczkolwiek outsiderowi również nie okazali litości.
Początek meczu całkiem wyrównany, a dopiero łut szczęścia dał piłkarzom z Mendozy prowadzenie. W 35 minucie Agustín Verdugo fartownym centrostrzałem z prawej flanki niespodziewanie znalazł drogę do bramki. W polu bramkowym futbolówkę próbował przeciąć jeden z liderów klasyfikacji strzeleckiej Santiago García, ale nie sięgnął jej i ta bezpośrednio po zagraniu Verdugo przekroczyła linię bramkową.
Dla 20-letniego pomocnika to pierwszy oficjalny gol w seniorskiej karierze. Mało kto przypuszczał, że zajmującemu wysoką drugą lokatę Godoy Cruz przyjdzie męczyć się przeciwko niemal pewnemu spadkowiczowi. Po zmianie stron gospodarze jednak rozwiali wszelkie niejasności, natomiast „El Morro” García umocnił się samodzielnie na czele zestawienia strzeleckiego.
W 52 minucie Juan Garro przejmując dośrodkowanie w pole karne zagrał głową do Santiago Garcii. Urugwajczyk natomiast obrócił się z piłką znajdując sobie pozycję do oddania strzału między obrońcami i nisko mierząc z centrum szesnastki zdobył upragnione trafienie, promujące go na czoło klasyfikacji goleadorów.
Natomiast tuż przed upływem godziny starcia ciemnoskóry snajper dopełnił dzieła zniszczenia, kiedy wykorzystując nieudolne zażegnanie niebezpieczeństwa przez defensorów rywali mocnym uderzeniem od słupka ustalił wynik na 3:0. „El Morro” drugą kolejkę pod rząd zdobył dwa gole. W ciągu całej kampanii zaliczył już 13 bramek, wysuwając się na szczyt rankingu strzeleckiego.
Chwilę później czwarty gwóźdź do trumny outsidera wbić mógł Ángel González, lecz goalkeeper Josué Ayala żywiołowym wybiegnięciem na kraniec pola karnego zneutralizował atak pomocnika.
Upokorzony Temperley natarł dopiero w końcówce. Mogli wpakować honorową bramkę podczas rozegrania kornera, jednakże Leonardo Burián bohatersko obronił główkę młodego obrońcy Agustína Sosy.
Goście są już pogodzeni z widmem degradacji do Primera B Nacional. Dla „El Gasolero” sukcesem i tak wytrzymanie aż czterech sezonów jako pierwszoligowiec. Nawet w lidze zrzeszającej aż 30 klubów.
Początkujący szkoleniowiec Diego Dabove, który w grudniu ubiegłego roku dopiero rozpoczął trenerską odyseję na szczeblu profesjonalnym wiedzie „El Expreso del Tomba” ku sukcesowi.
Passy siedmiu wygranych kierowanej przez niego ekipy Godoy Cruz nie spodziewał się nikt. Wicelider aktualnie traci do prowadzącej Boca Juniors tylko cztery punkty. Czyżby winiarska stolicy Argentyny przy ostatnim dzwonku włączyła się do batalii o mistrzostwo?
*****************************************************************************
Olimpo vs San Martín de San Juan 0:2 (0:1)
Gole – Luis Ardente (9′ – pen.), Facundo Barceló (90+3′ – pen.)
Analogicznie, jak Temperley żadnych szans na uniknięcie degradacji nie ma również Olimpo. Dławiony przez olbrzymie zadłużenie klub z Bahía Blanca znajduje się w tak tragicznej sytuacji, że wielu podstawowych zawodników tej drużyny przebywa na zwolnieniach lekarskich mimo, że de facto nie dolegają im żadne problemy zdrowotne. Piłkarze najzwyczajniej w świecie zbuntowali się przeciwko niepłaceniu im wynagrodzenia.
Wnioskując po obecnej sytuacji finansowej Olimpo najzwyczajniej w świecie musi upaść, aby móc podnieść się na nowo w przyszłości. „Aurinegros” wczoraj ulegli 0:2 u siebie mizernemu na wyjazdach San Martín de San Juan.
Ponieważ niedyspozycyjny jest czołowy snajper drużyny gości – Claudio Spinelli, to muszą znajdywać inne sposoby na zdobywanie bramek. Tym razem los uszczęśliwił ich rzutami karnymi. Strzelili dwa własne i jeszcze zablokowali wapno autorstwa rywala.
Już w 9 minucie „Verdinegros” otworzyli wynik, kiedy sędzia przyznał im pierwszą jedenastkę. Tę wykorzystał bramkarz Luis Ardente, zdobywając swoją już piątą bramkę w sezonie. Wszystkie uzyskał rzecz jasna dzięki karniakom.
Zachowujący nikłe nadzieje gospodarze mogli wyrównać pod koniec pierwszej połowy, kiedy także otrzymali jedenastkę. Tę w 38 minucie zmarnował jednak Emiliano Tellechea. Urugwajczyk przed dwoma laty docierał do finału Libertadores z ekwadorskim Independiente del Valle, a teraz niestety stacza się analogicznie, jak całe Olimpo.
Drugą w tej kampanii wyjazdową victorię „Zielono-Czarni” przypieczętowali w doliczonym czasie drugiej połowy. Wówczas również wywalczyli rzut karny. Do egzekucji dla odmiany podszedł urugwajski napastnik Facundo Barceló z zimną krwią koronując wygraną delegatów.
Podwójny tryumf zachodniej Argentyny nad spadkowiczami we wczorajszych spotkaniach. Dowodzony od końca marca przez Waltera Coyette’a zespół San Martín de San Juan dzięki pokonaniu ligowego kopciuszka awansował na osiemnaste miejsce ze zdobytymi 29 punktami. Teoretycznie nadal mogą ubiegać się o awans do Copa Sudamericana.
Olimpo zamyka stawkę Superligi. Nie ma ratunku dla niedobitków z Bahía Blanca. Oni wraz z Temperley podzielili los Arsenalu de Sarandí.
*****************************************************************************
Lanús vs Banfield 0:0
Derby południowego Buenos Aires nie przyniosły goli. Chociaż w tabeli wyżej plasuje się Banfield, to lepszą drużyną tutaj okazał się Lanús. Finalista ubiegłorocznej Copa Libertadores jednakże nie spożytkował atutu własnego boiska na popularnej La Fortaleza i musiał zadowolić się remisem.
Absolutnym bohaterem tego klasyku okazał się kolumbijski bramkarz przyjezdnych Iván Arboleda. Gdyby nie problemy wizowe, poleciałby on na marcowe zgrupowanie reprezentacji „Los Cafeteros”. Jednak ponieważ poza Davidem Ospiną w drużynie narodowej Kolumbii brakuje obecnie świetnych „arqueros”, to Arboleda ma naprawdę olbrzymie szanse polecieć na Mundial do Rosji jako trzeci lub nawet drugi bramkarz.
Podwójnie zmotywowany perspektywą udziału w Mistrzostwach Świata bronił, niczym w transie. I można śmiało powiedzieć, iż uratował Banfield przed derbową wtopą. Fantastycznie obronił główkę Gastóna Lodico oraz bohatersko sparował bezpośrednie uderzenie Bruno Videsa w polu bramkowym podczas dwóch ataków gospodarzy zainicjowanych prawą flanką poprzez celne dośrodkowania Marcelino Moreno.
Arboleda byłby jednak bezradny, gdyby w 29 minucie kapitalny mierzony strzał z rzutu wolnego Nicolása Pasquiniego nie obił poprzeczki. Tutaj akurat cały Banfield miał sporego farta.
Podczas drugiej części starcia „El Taladro” pozbawieni leczącego powikłania kardiologiczne trenera Julio Césara Falcioniego (zastępował go asystent Omar Piccoli) przycisnęli ofensywnie, aczkolwiek bezskutecznie. Dramatycznie pod bramką Estebana Andrady zrobiło się dwukrotnie – kiedy ten zatrzymał na raty dalekosiężną torpedę Erica Remediego oraz podczas minimalnie niecelnego strzału z rzutu wolnego Jesúsa Dátolo.
Derbowa bitwa przyniosła Banfield jedną poważną stratę, kiedy około 70 minuty podczas interwencji we własnym polu karnym więzadła krzyżowe w kolanie zerwał paragwajski obrońca Danilo Ortiz. Niestety, czeka go przynajmniej półroczny odpoczynek od aktywności fizycznej. Goli summa summarum nie ujrzeliśmy. To pierwszy od miesiąca bezbramkowy remis w Superlidze.
Bezbramkowy remis nieszczególnie zmienił położenie obu zespołów wśród ligowej stawki. Banfield zajmuje siedemnastą lokatę zgromadziwszy 30 oczek, natomiast mający pięć punktów mniej Lanús jest dwudziesty.
*****************************************************************************
Belgrano vs Arsenal de Sarandí 3:0 (0:0)
Gole – Cristian Lema (57′, 82′), Matías Suárez (70′)
Gorzką serię pięciu konsekutywnych meczów bez zwycięstwa przerwał Belgrano. Aczkolwiek klarowniejszej okazji do przełomu być nie mogło, albowiem wygrana nad pewnym spadku Arsenalem de Sarandí u siebie, przed trybunami Estadio Gigante de Alberdi stanowiła święty obowiązek dla „Piratów”.
W pierwszej odsłonie gospodarze dołowali. Raz sami sobie stworzyli zagrożenie pod własną bramką, gdy Juan Quiroga chcąc powstrzymać oponenta na mniej więcej 30 metrze wślizgiem posłał futbolówkę w kierunku własnej bramki, oddając swoiste uderzenie na nią. Ku wielkiej uldze pewnie zainterweniował Lucas Acosta.
Kilka minut później z okolicy piątego metra nieznacznie głową chybił Jonás Aguirre, który ostatnimi czasy wskoczył do podstawowego składu Belgrano. Krótko przed kwadransem odpoczynku Maximiliano Velazco, który zmienił w bramce Arsenalu kontuzjowanego Pablo Santillo zapobiegł strzałowi głową Cristiana Lemy podczas centrostrzału Matíasa Suáreza z rzutu wolnego.
W drugiej połowie piracka flaga zaczęła jednak znów powiewać na wietrze. Velazco jeszcze wybił nad poprzeczką próbę zza szesnastki Aguirre. Aczkolwiek nie uchronił „El Viaducto” w 57 minucie, gdy dośrodkowanie z kornera Jonás Aguirre celnym strzałem głową wykończył Lema.
W 70 minucie Belgrano podwoił rozmiar prowadzenia. Kapitan miejscowych Suárez otrzymał asystę z boku szesnastki od Leonardo Sequeiry, a następnie nieupilnowany efektownym strzałem w długi róg nie dał szans młodemu goalkeeperowi wychowanemu przez River Plate.
Matías Suárez notował zaiste fantastyczne zawody. Były snajper belgijskiego Anderlechtu zanotował szansę do zdobycia drugiej bramki, lecz wybiegłszy sam na sam z Velazco niefortunnie potknął się o własne nogi, zaprzepaszczając tym samym gratkę. Sam nie umiał wtórnie wpisać się na listę strzelców, ale umożliwił ten szczyt Lemie, któremu w 82 minucie asystował ładną centrą przy jego następnym trafieniu głową.
Będący od kilku lat filarem obrony Belgrano stoper Cristian Lema zdobył swoją już szóstą bramkę w sezonie podczas trwającego czempionatu. Nie ma skuteczniejszego defensora w Superlidze. Dręczony plagą kontuzji spadkowicz Arsenal wyjechał z Córdoby kompletnie na tarczy.
W ligowej klasyfikacji „Los Piratas” wdrapali się na jedenastą lokatę, zatem wrócili do grona miejsc oferujących występy w przyszłorocznej edycji Copa Sudamericana. Pod wodzą Pablo Lavalléna kordobańczycy spisują się przyzwoicie, ale brakuje im systematyczności.
*****************************************************************************
Defensa y Justicia vs Racing Club 3:2 (1:1)
Gole – 1:0 Fernando Márquez (2′), 1:1 i 2:2 Ricardo Centurión (15′, 74′), 2:1 Christian Almeida (46′), 3:2 Juan Cruz Kaprof (77′)
Trzeci mecz pod rząd Defensa y Justicia byłą zmuszona rywalizować przeciwko komuś ze stołecznej wielki piątki. „Sokoły” doskonale poradziły sobie z bardzo trudnym harmonogramem meczowym. Przegrali tylko z River Plate, natomiast pokonali na wyjeździe lidera Boca Juniors i teraz jako gospodarz rzucili na kolana do niedawna fantastycznie spisujący się Racing Club.
„Sokoły” pierwszy raz udziobały delegatów z Avellanedy jeszcze szybciej, aniżeli dokonali tego przed tygodniem z Boca Juniors. Już w 2 minucie Tomás Pochettino zaadresował wrzutkę w pole karne, jaką przejął Fernando Márquez. Pilnujący go niedoświadczony stoper Rodrigo Schlegel potknął się, co „Cuqui” skrzętnie wykorzystał i efektowną podcinką zaskoczył Juana Musso w ataku sam na sam. Dziesiąty gol w sezonie Márqueza wypożyczonego przez DyJ od kordobańskiego Belgrano. Nadal uczestniczy w wyścigu o przysłowiowego „złotego buta”.
Pierwotnym prowadzeniem miejscowi długo nie nacieszyli się, albowiem jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa zawodów Racing wyrównał. Ricardo Centurión dobił do niemal pustej bramki sparowane uderzenie z ostrego kąta kapitana Lisandro Lópeza i zrobiło się po równo.
DyJ utraciwszy szybko wywalczone prowadzenie wznowiła ofensywę. Niezwykle aktywnie poczynał sobie zazwyczaj rezerwowy napastnik Horacio Tijanovich, który w bieżącym sezonie nie zdobył jeszcze bramki. Tym razem nie przerwał indolencji strzeleckiej, ale mimo to wywarł spory wpływ na dalsze losy spotkania.
Jeden strzał jego autorstwa z ubocza pola karnego przy olbrzymim wysiłku sparował Musso. Później został nieprzepisowo popchnięty w szesnastce rywala przez Schlegela, aczkolwiek gwizdek sędziego niesłusznie milczał. Tijanovich dopiął swego u samego wstępu drugiej połowy, kiedy to jego dalekosiężną torpedę nieudolnie wybił przed siebie Musso, lecz dobitka Christiana Almeidy znalazła się do siatki. Pierwszy gol łysego Urugwajczyka dla „El Halcón”.
Teoretycznie Racing Club oszczędzał siły na środową konfrontację Libertadores przeciwko brazylijskiemu Vasco da Gama, jednak mimo to starał się nawiązać rywalizację. Utraciwszy gola na 1:2 „La Academia” znowu natarła. Kilka groźnych dośrodkowań pod bramkę Ezequiela Unsaina mogło przynieść drugie wyrównanie strat. Goalkeeper zatrzymał choćby uderzenie głową wracającego do podstawowej jedenastki gości stopera Miguela Barbieriego.
W 74 minucie błękitna część Avellanedy dopięła swego, albowiem centrę w pole karne Briana Mansilli przytomnie zgarnął Lautaro Martínez odruchowo zagrywając do niekrytego Centurióna, który wybiegł sam na sam z Unsainem i zaskoczył go strzałem pod poprzeczkę. Wracający do macierzystego klubu „Ricky” siódmy raz w sezonie pokonał bramkarza rywali. Jest najskuteczniejszym zawodnikiem Superligi spośród tych, którzy dołączyli w styczniowym mercado.
Chwilę później Racing objąłby prowadzenie i odwrócił wynik, gdyby nie minimalnie pudło Lautaro Martíneza przy jego niskim strzale zza pola karnego. Ostatnimi czasy nastąpił zastój skuteczności tego utalentowanego napastnika….
Niewykorzystana szansa zemściła się kilkadziesiąt sekund później. Racing chciał wojować o zwycięstwo, a tymczasem krótko cieszył się drugim wyrównaniem. W 77 minucie Fernando Márquez na uboczu pola bramkowego dograł przewrotką w centrum po nieudanym wybiciu dośrodkowania przez Musso. Tak zagraną futbolówkę skrzętnie przejął zmiennik Juan Cruz Kaprof trafiając do niemalże pustej siatki. Obrońca nie zdążył wybić futbolówki zaadresowanej przezeń do celu.
Defensa y Justicia odniosła drugie z rzędu zwycięstwo, natomiast Racing dla kontrastu drugą pod rząd porażkę. W tabeli ligowej oba zespoły już niewiele dzieli, bo tylko punkt. „Sokoły” okupują dziesiątą lokatę zgromadziwszy 35 punktów, Racing Club z oczkiem więcej jest siódmy.
Najwidoczniej brygada Eduardo Coudeta nie podoła dalszej batalii na dwóch frontach i musi wybrać – albo wyjście z trudnej grupy w Libertadores, albo pozycja w czołowej piątce Superligi, co zagwarantuje im stuprocentową pewność udziału w następnej edycji Pucharu Wyzwolicieli. Logiczne, że priorytetem dla „Academii” są kontynentalne rozgrywki.