Ostatni dzień sezonu Primera División de Argentina 2016/2017 przebiegł pod znakiem walki o miejsca honorowane Copa Libertadores. Wielką dwójkę, czyli Boca Juniors i River Plate wśród awansujących uzupełnili Estudiantes La Plata, Racing Club oraz (jakimś cudem) Banfield. Mające los w swoich rękach San Lorenzo, a także Independiente u finiszu pogubiły punkty, więc znalazły się poza lokatami nagradzanymi awansem do Copa Libertadores. Podsumowanie:
Estudiantes La Plata vs Quilmes 1:0 (0:0)
Gol – Lucas Viatri (79′)
Dosłownie rzutem na taśmę laplateńczycy uniknęli zgarnięcia miana frajerów sezonu. Olbrzymie męczarnie przeciwko zdegradowanemu Quilmes zakończyły się happyend’em. Aczkolwiek Estudiantes potrzebowali atutu przewagi liczebnej, ażeby najniższym możliwym rozmiarem pokonać najgorszą drużynę tego roku w lidze argentyńskiej.
Na obiekcie w dzielnicy Sarandí nominalni gospodarze przez długi czas nieporadnie szukali wygranej. W zniweczonych szarżach przodował kolumbijski napastnik Juan Ferney Otero. Dopiero czerwona kartka dla defensora spadkowiczów – Lucasa Carizzo ułatwiła życie faworytowi.
Dziesięć minut później jakoś strzelili tego jedynego gola. Akcja zainicjowana lewym skrzydłem przez Sebastiána Dubarbiera, jaką przedłużył Lucas Rodríguez. Młodzieżowy reprezentant Argentyny dośrodkował przed metr piąty, skąd wracający po kontuzji jego imiennik Viatri na raty pokonał Césara Rigamontiego. Ósmy raz w sezonie „Nochal” wpisał się do listy strzelców.
W doliczonym czasie do Estudiantes uśmiechnęła się olbrzymia atencja niebios, gdyż „Browarnicy” obili słupek po rozegraniu rzutu wolnego. Fuksem utrzymali te 1:0.
„Los Pincharratas” zdobyli 56 punktów, dogonili River Plate (ustępują „Millonarios” tylko bilansem bramkowym) i nieco szczęśliwie finiszują na podium. Można o nich mówić „trzecia siła Argentyny” – drugi rok z rzędu zgarniają brąz w lidze. Pod wodzą nowego trenera Gustavo Matosasa będą zbroić ekipę przed następną Copa Libertadores.
Quilmes przynajmniej uniknął samego dna tabeli ligowej, na którym osiadł Aldosivi. Wraz z Sarmiento de Junín, Atlético de Rafaela i Aldosivi schodzą na poziom drugoligowy.
Natomiast z Primera B Nacional do pomniejszonej o dwie ekipy Primera División wejdą wielki nieobecny tejże kampanii pierwszej ligi – Argentinos Juniors, a także ktoś z dwójki Guillermo Brown/Chacarita Juniors.
*****************************************************************************
Newell’s Old Boys vs Godoy Cruz 0:2 (0:0)
Gole – Santiago García (50′), Javier Correa (59′)
Satysfakcjonujący kres czempionatu dla Godoy Cruz, którzy szykują się już do lipcowego boju Copa Libertadores z brazylijskim Grêmio. „Winiarze” drugi raz w bieżącym roku złupili Rosario – po zdobyciu obiektu Central w pierwszej tegorocznej kolejce, teraz na „do widzenia” zwyciężyli również na ziemi Newell’s Old Boys pozbawionych kontuzjowanego Maxi Rodrígueza.
Obiekt El Coloso del Parque znów mógł przyjąć kibiców po dwumeczowym banie za wybryki tutejszej publiczności, które przedwcześnie zakończyły majowe derby Rosario (NOB przegrali je 1:3).
Pierwsza połowa za wyjątkiem kilku nieudanych ataków gospodarzy miała niewiele do zaoferowania. Inaczej, aniżeli druga odsłona – zaczęła się ona z kilkuminutowym opóźnieniem, bowiem jej start odroczyła awaria stadionowego oświetlenia. Drugi taki przypadek w ostatniej kolejce. Dzień wcześniej światło zgasło w Mar del Placie, gdzie Olimpo znokautowało tamtejsze Aldosivi.
Sentymentalny pojedynek dla Lucasa Bernardiego, albowiem szkoleniowiec Godoy Cruz musiał zmierzyć się przeciwko swojemu macierzystemu klubowi na jego twierdzy. Delegaci pozamiatali u wstępu drugiej części. Wówczas dwa szybkie ciosy uciszyły „Los Leprosos”.
Zadali je najskuteczniejsi snajperzy gości. W 50 minucie Santiago García trafił głową na obszarze pola bramkowego przecinając centrę zza linii bocznej szesnastki Juana Garro. Urugwajski „El Morro” siódmy raz podczas tych rozgrywek spowodował kapitulację goalkeepera.
Dziewięć minut później czołowa armata mendoskiej ekipy, czyli Javier Correa postawił kropkę nad „i” – bezpośrednim strzałem na mniej więcej dwunastym metrze zaskoczył Luciano Pocrnjicia, spożytkowawszy centrę od Luciano Pizarro. Kampanię udekorował dziewięcioma swymi trafieniami.
Gorzkie pożegnanie Ignacio Scocco ze swoim klubem. W 32 minucie (Scocco nosi numer 32 koszulce) hinchas zgromadzeni na stadionie gromkimi oklaskami uhonorowali „Nacho”, który od lipca przyodzieje koszulkę River Plate. Swój ostatni czempionat dla NOB ukończył z 11 bramkami.
Wśród klasyfikacji finałowej Newell’s Ols Boys ze zdobytymi 49 punktami są dziewiąci dopiero, choć przez niemal całą kampanię liczyli się w wyścigu o mistrzostwo. Od maja coś jednak pękło w ekipie dowodzonej jeszcze wtedy przez Diego Osellę. Po rezygnacji Oselli bałaganu wewnętrznego nie umiał poukładać tymczasowy opiekun Juan Carlos Vojvoda. Czy od nowego sezonu „trędowaty” bajzel w ryzy ułoży Juan Manuel Llop skaptowany ze spadkowej Rafaeli?
Godoy Cruz skompletował 43 oczka podczas sezonu 2016/2017 i jest czternasty. Nie zajął pozycji dającej choćby Sudamericanę. Teraz na celowniku „El Bodeguero” brazylijskie Grêmio – za tydzień pierwsza bitwa o ćwierćfinał Pucharu Wyzwolicieli.
Aczkolwiek NOB niebawem staną przed możliwością odwetu na teamie swojego wychowanka Lucasa Bernardiego. Oba kluby w sierpniu skonfrontują się między sobą na etapie 1/16 finału krajowego pucharu.
*****************************************************************************
Talleres vs San Lorenzo de Almagro 1:1 (0:0)
Gole – 1:0 Leonardo Godoy (70′), 1:1 Nicolás Blandi (90+4′ – pen.)
Potyczka na stadionie im. Mario Kempesa w Córdobie między solidnym beniaminkiem Talleres, a ubiegającym się o miejsca premiowane Libertadores zespołem San Lorenzo de Almagro moim skromnym zdaniem kwalifikuje się do miana hitowego wydarzenia trzydziestej kolejki.
Gospodarze, którzy tej nocy bronili jedynie swojego honoru zawalczyli na całego przeciwko stołecznemu gigantowi i w ostatecznym rozrachunku zastawili mu kolczatkę przed kołami na drodze do elitarnego turnieju. Papieskiego klubu regularnie kwalifikującego się do CL od czterech lat może zabraknąć w następnej edycji.
Mimo, że widzowie tego spotkania uświadczyli tylko dwie bramki, możemy śmiało rzec – obejrzeliśmy najprawdziwszy spektakl z mnóstwem okazji podbramkowych po obu stronach. U wstępu konfrontacji San Lorenzo dopisał olbrzymi fart, że nie utracili gola. W 10 minucie ładna wrzutka Leonardo Gila i zza piątego metra fatalne pudło Sebastiána Palaciosa nad poprzeczką.
Kilkadziesiąt sekund potem jeszcze bardziej absurdalnie setkę zaprzepaścił Jonathan Menéndez – naciskany przez obrońcę chybił w polu bramkowym z trzeciego metra otrzymawszy centrę od Palaciosa. To nie był dzień Menéndeza, bowiem następnie goalkeeper Nicolás Navarro sparował jego strzał w akcji sam na sam zapoczątkowanej dalekim wykopem Guido Herrery z własnej szesnastki.
Do przerwy ubiegłoroczny mistrz drugiej ligi dominował. Również pomocnik Aldo Araujo mógł ugodzić gości, ale pomylił się nieco strzałem głową podczas rozegrania kornera.
Od drugiej połowy inicjatywę przejęli „Cuervos” – tuż po zmianie stron dwukrotnie nieomal zaskoczyli Herrerę. Najpierw Bautista Merlini minimalnie przestrzelił głową z pola bramkowego. Minęło kilkadziesiąt sekund, a Herrera musiał interweniować przy dalekosiężnej bombie Nicolása Blandiego.
Gwiazdor drużyny przyjezdnych, czyli Fernando Belluschi wkroczył do akcji. Chybił mocnym uderzeniem z ubocza szesnastki, a w 65 minucie jego strzał po rzucie wolnym koniuszkami palców nad poprzeczką sparował Herrera.
Niewykorzystane szanse zemściły się na ulubionym klubie papieża Franciszka. W 70 minucie zabójczy atak Talleres – Jonathan Menéndez skoro doskwierała mu indolencja strzelecka, to przynajmniej zaliczył asystę. Jego podanie z ubocza pola karnego wykorzystał Leonardo Godoy bezpośrednim strzałem zza piątki zaskakując nieprzygotowanego Navarro. Trochę później znowu szansa Menéndeza, acz jego niski boczny strzał wyłapał goalkeeper.
Trafienie prawego obrońcy gospodarzy totalnie zgasiło nadzieję San Lorenzo. „El Ciclón” obudził się dopiero w doliczonym czasie. Za pierwszym razem sędzia nie dał się nabrać na symulkę Ezequiela Ceruttiego w polu karnym przy zderzeniu z Carlosem Quintaną, ale dwie minuty później łysy obrońca ewidentnie sfaulował go i tym razem wapno jak najbardziej słuszne. Mało tego, kapitan miejscowych Pablo Guiñazú za protesty ujrzał drugą żółtą kartkę, więc zafundował sobie „expulsado” w ostatnich sekundach przed wakacjami.
Po upływie trzech doliczonych minut jedenastkę egzekwował Nicolás Blandi. Wykorzystując karnego (w przeciwieństwie do Ortigozy sprzed pół tygodnia strzelił wapno u epilogu starcia) zdobył ostatniego gola tego sezonu. „Nico” wieńczy tę kampanię swym jedenastym trafieniem.
Aczkolwiek czasu na strzelenie zwycięskiej bramki zabrakło, a dla ekipy z Boedo remis wymęczony w ostatniej sekundzie nie czyni różnicy od porażki. I tak kończą czempionat jako siódma drużyna tabeli, poza lokatami oznaczającymi promocję do Copa Libertadores.
Przepustki do elity „Cuervos” mogą jeszcze wywalczyć w Pucharze Argentyny lub jeśli uda im się zdobyć tegoroczną CL (tudzież liczyć na tryumf River Plate w niej oraz jednoczesne zwycięstwo Estudiantes, Racingu albo Independiente w bieżącej Sudamericanie). Talleres jest piętnasty, czyli równo pośrodku tabeli – stać ich na więcej.
Zaznaczmy, iż tworzący swój ostatni rozdział dla San Lorenzo de Almagro rozgrywający Néstor Ortigoza rzeczonego karniaka nie wykonywał, ponieważ wcześniej został zmieniony.
Paragwajczyk urodzony w Argentynie kiepskim występem pożegnał „Azulgranę” – tu spisał się mizernie i ujrzał żółtą kartkę. 1 lipca wygasa jego obecny kontrakt. Ciekawe gdzie będzie kontynuował karierę?
*****************************************************************************
Independiente vs Lanús 1:1 (1:0)
Gole – 1:0 Emiliano Rigoni (37′), 1:1 Nicolás Aguirre (60′)
Upragniona Copa Libertadores póty co przeszła obok nosa także Independiente. „Czerwone Diabły” głośniej, niż San Lorenzo mogą przeklinać rzeczywistość, bo są wyposzczeni (ostatnio w CL uczestniczyli sześć lat temu) i mimo trudniejszego rywala w ostatniej kolejce byli zdecydowanie bliżej tryumfu.
Argumentu rywalizowania przed własną publicznością nie biorę pod uwagę, bowiem czerwona strona Avellanedy w minionym sezonie była bezwzględnym mistrzem wyjazdów, podczas gdy u siebie zazwyczaj dzieliła się zdobyczą. Potwierdzili to w ostatnich czterech meczach – u siebie dwa remisy, na wyjazdach dwie victorie.
Groźniej u progu meczu nacierali nie mający już konkretnego celu goście. Autor piętnastu bramek w kończącym się czempionacie – José Sand spudłował głową z najbliższej odległości.
Chociaż pierwsza odsłona niesłychanie zacięta, Independiente schodzili na przerwę radośni. W 37 minucie robiący furorę podczas tego półrocza Emiliano Rigoni piorunującym wolejem ze skraju pola karnego załadował kapitalne golazo (swoje jedenaste w kampanii). Składna akcja miejscowych przyniosła wyczekiwany efekt.
Lokalna brygada u wstępu drugiej części zmarnowała kilka okazji – Esteban Andrada między innymi obronił strzał głową Lucasa Albertengo, a także zahamował heroiczny szturm brylującego Rigoniego.
Niestety, objęcie prowadzenia spowodowało zbyt duże rozluźnienie w szeregach „Inde”. To poskutkowało wyrównaniem strat przez Lanús. Krótko po upływie godziny zawodów chaotyczna szarża ubiegłorocznego mistrza Argentyny – Sand obił słupek w akcji jeden na jednego, lecz dobitką poratował Nicolás Aguirre. Pomocnik, który większość tego semestru poświęcił leczeniu kontuzji zaskoczył Martína Campañę celnym uderzeniem na szesnastym metrze.
Ten sam Aguirre około 70 minuty wyleciał po obejrzeniu drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartki za obrażanie sędziego, gdy ten podyktował jedenastkę dla gospodarzy. Uczucie niedosytu wśród „Czerwonych Diabłów” potęguje zmarnowany ów rzut karny. Ezequiel Barco w 74 minucie mógł przywrócić zwycięski rezultat miejscowym, aczkolwiek nie wytrzymał próby nerwów. Fenomenalnie zastopował go Esteban Andrada.
Ażeby psychicznie dobić kompletnie rozklepaną pod tym względem ekipę „Los Diablos Rojos” dodajmy, iż nie pomógł okres nieco ponad dwudziestu minut w przewadze liczebnej. Osłabiony Lanús summa summarum zablokował marsz drużyny Ariela Holana do Copa Libertadores!
Klub ze stadionu Libertadores de América teraz wejściówek do przyszłorocznej edycji południowoamerykańskiej Ligi Mistrzów może szukać w Copa Argentina bądź poprzez zdobycie tegorocznej Sudamericany (ewentualnie mogą oczekiwać zwycięstwa River w tegorocznej Libertadores lub wygranej Estudiantes czy Racingu w obecnej CS). Jeżeli żaden z tych warunków nie zostanie spełniony, wtedy turniej marzeń trzeci rok pod rząd przejdzie „Inde” dosłownie koło nosa!
To jest paradoks, bowiem Lanús zagwarantował bilety do Pucharu Wyzwolicieli swojemu odwiecznemu wrogowi – Banfieldowi! Natomiast Independiente przegrał korespondencyjne derby Avellanedy o kontynentalną elitę z Racingiem Club.
Na chwilę obecną Racing jest bezpośrednio w fazie grupowej (niczym Boca, River i Estudiantes). Zaś Banfield figuruje wśród uczestników rund eliminacyjnych.
O ile Racing zasłużył na awans do CL 2018 dzięki fenomenalnemu epilogowi, to tyle Banfield jest zobowiązany jest wysłać listy dziękczynne do Talleres oraz … za miedzę! Liga argentyńska minionej nocy napisała niewiarygodny epizod w swoich dziejach!