Maraton z ligą rozpoczęty!

Do końca sezonu 2016/2017 w Primera División de Argentina pozostały trzy kolejki, jakie trzeba rozegrać w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Nic więc dziwnego, że czwartkowej nocy po zakończeniu przerwy na reprezentacje ruszył najprawdziwszy maraton ze spotkaniami ligowymi. Oto relacja z minionej nocy:

Colón vs San Lorenzo de Almagro 2:1 (1:0)

Gole – 1:0 Nicolás Leguizamón (38′), 1:1 Fernando Belluschi (48′), 2:1 Facundo Pereyra (58′)

Colón de Santa Fe sprawił nie lada sensację pokonując 2:1 przed własną publicznością walczący o podium San Lorenzo. Co prawda drużyna Eduardo Domíngueza i tak spisuje się zdecydowanie powyżej oczekiwań w bieżącej kampanii, ale ostatnimi czasy męczyła ją zadyszka, bowiem „Sabaleros” byli bez zwycięstwa w lidze od pięciu meczów.

Przełamali się tydzień temu w Copa Argentina przeciwko drugoligowemu Independiente Rivadavia, a teraz zaskoczyli stołecznego giganta i ciągle mogą realnie marzyć o awansie do przyszłorocznej Libertadores (chociaż mają trudny terminarz na koniec sezonu, bo czekają jeszcze potyczki z Racingiem i River).

Klub papieża Franciszka pozbawiony zawieszonego za żółte kartki snajpera Nicolása Blandiego (brakowało im też Paulo Díaza powołanego do reprezentacji Chile na Puchar Konfederacji) nie miał żądła w ataku, a zastępujący go weteran Gonzalo Bergessio nie podołał zadaniu. Gdy wybiegał sam na sam, jego atak zatrzymał Jorge Broun.

Wśród Colónu podobną szansę miał Nicolás Leguizamón, który otrzymał ładną centrę zza połowy boiska, ale naciskany przez Matíasa Caruzzo źle złożył się do strzału, celując wprost w kierunku interweniującego Nicolása Navarro.

Napastnik gospodarzy jednak zrehabilitował się za swoją indolencję. W 38 minucie wytrwały atak Colónu – Marcos Senesi w polu bramkowym źle wybił centrę Clemente Rodrígueza, co skrzętnie wykorzystał Leguizamón zza piątego metra trafiając do siatki. Tak oto zdobył swego piątego gola podczas trwającego czempionatu.

Podrażnieni „Cuervos” wyrównali zaraz po przerwie. W 48 minucie akcja od lewego skrzydła, skąd Gabriel Rojas dośrodkował w pole karne. Na jego dalszym boku Ezequiel Cerutti wrzucił przed piąty metr, gdzie formalności dopełnił gwiazdor zespołu Fernando Belluschi. Zaliczył dopiero pierwsze tegoroczne ligowe trafienie.

Chwilę później Belluschi mógł dać prowadzenie San Lorenzo, lecz strzałem z rzutu wolnego minimalnie chybił obok słupka. Okres przewagi gości trwał około dziesięciu minut. W 58 minucie Colón odzyskał prowadzenie, którego już nie oddał – kapitan Gerónimo Poblete zagrał w szesnastkę, tam przytomnie Christian Bernardi przytomnie wycofał do lepiej ustawionego Facundo Pereyry, który bezpośrednim uderzeniem z około czternastego metra po palcach Navarro odnalazł drogę do celu.

Kilkadziesiąt sekund później za ostry faul drugą żółtą kartkę ujrzał lewy obrońca miejscowych Clemente Rodríguez, przez co musiał opuścić boisko. Osłabieni gospodarz jednak utrzymali skromne prowadzenie. Blisko wyrównania znalazł się Bautista Merlini, lecz uderzeniem na szesnastym metrze zaledwie obił słupek.

„Sabaleros” choć osłabieni wcale nie ustępowali – podczas jednej kontry groźny strzał z ostrego kąta przypuścił paragwajski zmiennik Ivan Torres, aczkolwiek Navarro heroicznie sparował futbolówkę. San Lorenzo też skończyło mecz osłabione, gdyż krótko przed upływem regulaminowego czasu sędzia za brutalne przewinienie czerwienią „poczęstował” Franco Mussisa – defensywnego pomocnika delegatów.

Pięć doliczonych minut niczego nie zmieniło. Colón odnosi pierwszy od półtorej miesiąca ligowy tryumf, dzięki jakiemu odżywa nadzieja tego zespołu na kwalifikację do Pucharu Wyzwolicieli 2018. Od czwartego w tabeli San Lorenzo nominalnego średniaka z Santa Fe dzieli już tylko punkt. Mają trudnych oponentów na koniec rozgrywek, ale nadzieja jest.

San Lorenzo de Almagro, gdzie swój kontrakt o rok przedłużył urugwajski strateg Diego Aguirre myślami jest już zapewne przy lipcowej batalii 1/8 finału z ekwadorskim Emelekiem, ale epilogu ligi chyba nie odpuszczą.

 *****************************************************************************

Mecz zaległy 17. kolejki

Defensa y Justicia vs Independiente 1:2 (1:1)

Gole – 1:0 Alexander Barboza (23′), 1:1 Nery Domínguez (25′), 1:2 Juan Sánchez Miño (79′)

Do rozegrania tego zaległego spotkania obie drużyny zabierały się, jak pies do jeża. Ostatecznie rozegrano je niemal trzy miesiące po czasie. Independiente najwyraźniej długo nie potrafiło otrząsnąć się po ostatniej klęsce 0:3 w klasyku z Boca Juniors, gdzie pierwszy raz podczas tego roku „Czerwone Diabły” zaznały goryczy porażki w oficjalnym starciu.

DyJ również nie paliło się do stoczenia pojedynku, bowiem ich trener Sebastián Beccacece dopiero co wrócił ze zgrupowania reprezentacji Argentyny, bowiem od czerwca jest tam asystentem Jorge Sampaoliego. Ostatecznie batalię stoczono w najpóźniejszym możliwym terminie.

Niżej notowani gospodarze strzelili jako pierwsi, gdyż w 23 minucie ich czołowy stoper Alexander Barboza w polu karnym skutecznie przeciął dogranie głową od Agustína Bouzata w akcji zainicjowanej rzutem rożnym. Wypożyczony z River Plate obrońca nie bez kozery jest już przymierzany do argentyńskiej drużyny narodowej, a jeśli wróci na El Monumental jego szanse na stanie się kadrowiczem wzrosną.

Kilkadziesiąt sekund potem Independiente desperacko walczący o Copa Libertadores jednak wyrównał. Rozgrywający Nery Domínguez bezlitosnym strzałem sprzed 16. metra odwdzięczył się za asystę Emiliano Rigoniego, nie dając nie do powiedzenia Gabrielowi Ariasowi.

Około dziesięciu minut później Nery mógł ukąsić po raz drugi, podczas akcji zainicjowanej kornerem otrzymał podanie od wracającego ze zgrupowania argentyńskiej reprezentacji Nicolása Tagliafico, lecz tym razem w polu bramkowym zahamowała go obrona rywala.

To starcie dwóch uczestników tegorocznej Sudamericany okazało się typową wymianą ognia zarówno w kwestii wyrównanej ilości akcji podbramkowych, jak i ostrości gry. Zawodnicy nie oszczędzali się nawzajem.

Komplet punktów znalazł się jednak po stronie Independiente. W 79 minucie Juan Sánchez Miño świetnie wymienił podanie z młodym Ezequielem Barco i otrzymawszy od niego dogranie znalazł się sam na sam z Ariasem na uboczu szesnastki, pokonując go składającego się do interwencji podcinką w długi róg. Tak oto goście ustalili rezultat zalegającej konfrontacji.

Teraz bez obaw można rzec, iż „Inde” bierze czynny udział w batalii o przyszłoroczną Libertadores. Na trzy kolejki przed epilogiem sezonu są krok od czołowej piątki, zaś trener Ariel Holan pokonał swój były klub.

Comments are closed.