Oprócz El Superclásico niedzielnego dnia stoczono jeszcze cztery mecze derbowej kolejki w Primera División de Argentina. Santa Fe świadkowało remisowi między Colónem, a Uniónem. Natomiast w Rosario i Avellanedzie panami są odpowiednio Central oraz Independiente. Relacja:
Colón vs Unión 1:1 (0:1)
Gole – 0:1 Germán Conti (27′ – samobój), 1:1 Diego Vera (60′)
Pierwsza, marcowa bitwa o Santa Fe podczas trwającego sezonu zakończyła się wygraną 2:0 lepszego obecnie Colónu. Rewanż na swojej twierdzy o dźwięcznej nazwie Cementario de los Elefantes popularni „Sabaleros” jedynie zremisowali, przez co uciekają im miejsca honorowane następną Copa Libertadores.
Do przerwy nieoczekiwanie lepszy okazywał się niżej klasyfikowany Unión. W 27 minucie spotkania Nahuel Zárate posłał dośrodkowanie z rzutu wolnego, jakie w szesnastce nieoczekiwanie przeciął stoper miejscowych Germán Conti i zaliczył samobójcze trafienie. „Tatengues” stworzyliby sobie więcej okazji do trafienia, lecz na przedpolu świetnie prezentował się bramkarz gospodarzy Jorge Broun zapobiegając niebezpieczeństwu.
W drugiej odsłonie układ sił odwrócił się. To Colón przeszedł do ofensywy, ale jedynie zdołał wyrównać straty. W 60 minucie urugwajski snajper Diego Vera wykorzystał rzut karny, przyznany za faul na nim samym. Zdobył swojego ósmego gola podczas trwającej kampanii ligowej.
Generalnie „Sabaleros” naciskali do końcowego gwizdka, lecz ostatecznie zapadł tu wynik nierozstrzygnięty. Conti mógł zrehabilitować się za swojaka, ale jego strzał głową obronił Nereo Fernández.
Ostatecznie remis ten przedłużył fantastyczną serię Colónu bez porażki do dziesięciu spotkań. W 2017 zawodnicy Eduardo Domíngueza oficjalnie jeszcze nie zaznali smaku wtopy, acz teraz zanotowali swój drugi konsekutywny remis i oddalają się od czołówki. Unión ugrzązł pośrodku klasyfikacji.
*****************************************************************************
Newell’s Old Boys vs Rosario Central 1:3 (0:2)
Gole – 0:1 Federico Carrizo (10′), 0:2 Marco Ruben (31′), 1:2 Mauro Formica (89′), 1:3 Germán Herrera (90+1′)
Kolejna fenomenalna derbowa batalia obok El Superclásico, która zakończyła się wygraną drużyny gości rezultatem 3:1. Zemsta Rosario Central za październikową wpadkę 0:1 po golu Maxi Rodrígueza w końcowych sekundach meczu. Powrót rządów „Canallas” w rodzimym mieście Lionela Messiego (samego Leosia zapewne to nie ucieszy).
Aktywniej rozpoczęli NOB – miejscowi nieomal objęli prowadzenie już w pierwszej minucie zawodów. Mauro Formica zapędził się w pole karne oponenta. Jego uderzenie z ubocza szesnastki obronił Diego Rodríguez, natomiast paragwajski obrońca José Leguizamón uniemożliwił skuteczną dobitkę Joelowi Amoroso, wywierając duży wpływ na niezakończenie tej akcji trafieniem.
Central brawurowo pozamiatali rywala zza miedzy, który jeszcze snuje złudzenia odnośnie walki o mistrzostwo. W 10 minucie frajerska strata obrony umożliwiła atak Federico Carrizo. „Pachi” niskim uderzeniem w długi róg zza szesnastki pokonał Luciano Pocrnjicia.
Natomiast minęło niewiele przeszło półgodziny starcia, gdy Gustavo Colman dośrodkował na teren pola karnego, gdzie celną główką zaliczkę delegatów podwoił napastnik Marco Ruben. Dodajmy, iż kwadrans po rozpoczęciu drugiej połowy Ruben opuścił boisko kontuzjowany, więc finisz derbów dlań nie wyglądał radośnie.
Dalsze minuty spektaklu na El Coloso del Parque upłynęły głównie przy daremnych próbach odrobienia strat przez Newell’s Old Boys. Dopiero czerwona kartka za bezmyślny faul dla obrońcy José Leguizamóna w 84 minucie dała gospodarzom cień nadziei. Tuż przed upływem regulaminowego czasu Mauro Formica dopiął swego – strzałem rozpaczy na mniej więcej szesnastym metrze zmniejszył rozmiar deficytu bramkowego.
Aczkolwiek kilkadziesiąt sekund później osłabiony Central odzyskał dwubramkową zaliczkę. Pierwsza doliczona minuta – Paulo Ferrari sieknął długą lagę w pole karne zza połowy boiska. Daleką centrę skrzętnie wykorzystał joker Germán Herrera (który zastąpił kontuzjowanego Rubena) uderzeniem w długi róg pokonując Pocrnjicia.
Federico „Pachi” Carrizo odżył po powrocie do domu!
Dzięki torpedującemu epilogowi „Canallas” odnieśli victorię 3:1 zamiast 2:0. Ostatnimi czasy miasto należy do nich – w tej dekadzie na osiem starć z odwiecznym wrogiem przegrali raz, dwukrotnie zremisowali, natomiast aż w pięciu spotkaniach okazywali się lepsi.
Wśród ligowej klasyfikacji Central zamykają top 10. Aczkolwiek Paolo Montero chyba zbyt późno przejął ten zespół, bo o miejscach honorowanych Copa Libertadores raczej mogą zapomnieć.
Sędzia przedwcześnie musiał zagwizdać po raz ostatni. Nim upłynął wyznaczony przez niego doliczony czas, rozgoryczeni kibice NOB zaczęli rzucać na murawę rozmaite przedmioty (jednym z nich oberwał sędzia liniowy). Ponieważ jakiekolwiek wątpliwości wynikowe zostały rozwiane, to pan Federico Beligoy kilkadziesiąt sekund wcześniej zarządził koniec meczu.
Newell’s Old Boys drugi raz pod rząd wtopili u siebie różnicą dwóch goli, toteż z podium „La Leprę” zdetronizowali San Lorenzo de Almagro oraz River Plate. Do liderującej Boca Juniors ciągle jednak tracą zaledwie 4 punkty. Za tydzień na wyjeździe sprawdzą umiejętności samych „Xeneizes”. Niewątpliwie to będzie dla nich mecz ostatniej szansy (jeżeli faktycznie marzą o mistrzowskim tytule).
*****************************************************************************
Independiente vs Racing Club 2:0 (0:0)
Gole – Emiliano Rigoni (62′), Maximiliano Meza (90+3′)
Ostatnimi czasy Independiente doznało wielu niepowodzeń w clásicos de Avellaneda. Pod koniec 2015 ulegli Racingowi w play-offie o awans do rundy eliminacyjnej Copa Libertadores. Rok temu podczas Torneo de Transición zaliczyli dwa remisy (u siebie stracili zwycięstwo w samej końcówce po golu przewrotką Lisandro Lópeza). Ostatnie ligowe derby z listopada zakończyły się klęską 0:3 „Czerwonych Diabłów”. Nawet w Torneos de Verano zostali ośmieszeni przez największego wroga.
Kiedyż, jak nie teraz mieli zdjąć dwie klątwy? Klątwę rywala zza miedzy oraz odpędzić złe duchy od własnego stadionu. Pierwszy raz w bieżącym roku „Inde” zwyciężyło u siebie! Czyż mogła nadarzyć się lepsza okazja do takiego przełomu, aniżeli derby?
Tym bardziej, że „La Academia” pozbawiona była dwóch gwiazdorów – Marcosa Acuñy (kontuzja) oraz Lautaro Martíneza (oddelegowanie na obóz treningowy do Wietnamu przed Mistrzostwami Świata U-20). Brakowało im zatem ofensywnego żądła. Independiente zwyczajnie musiało ten pojedynek zwyciężyć!
W pierwszej części obie ekipy zaprzepaściły jedną szansę. Gospodarzy zatrzymał Agustín Orión wyłapawszy strzał Martína Beníteza z ubocza szesnastki. Natomiast akcję Racingu zainicjowała komiczna strata futbolówki przez Alana Franco na środku boiska. Po niej Gustavo Bou wybiegł sam na sam z Martínem Campañą, lecz chyba zeżarła go presja i uderzył stanowczo zbyt lekko. Urugwajski goalkeeper pewnie złapał futbolówkę.
U prologu drugiej odsłony Independiente należał się rzut karny. Gastón Díaz ewidentnie wszedł w nogi Ezequiela Barco, lecz gwizdek arbitra niesłusznie milczał. Nie udało się też Emmanuelowi Gigliottiemu, jakiego strzał z ubocza pola bramkowego ofiarnie sparował Orión. Następnie obrona zneutralizowała ryzyko.
„Los Diablos Rojos” nareszcie ukąsili w 62 minucie, kiedy obdarzony nienaganną techniką Emiliano Rigoni świetnie wyegzekwował rzut wolny. Orión musiał kierować ręce do siatki po raz pierwszy. Później goalkeeper Racingu obronił uderzenie Barco z ów stałego fragmentu gry.
Que tiro libre de Rigoni!
Ostatecznie Independiente zatryumfowali rezultatem 2:0. W doliczonym czasie gry najpierw boczną siatkę zaliczył rezerwowy Lucas Albertengo, ale chwilę później genialną akcję wyprowadził inny zmiennik – Maximiliano Meza. Po rozegraniu autu, otrzymał przypadkowo dogranie od oponenta kryjącego Martína Beníteza. Następnie a’la Messi ominął dwójkę obrońców i finezyjnym uderzeniem w długi róg z narożnika pola bramkowego rozwiał jakiekolwiek wątpliwości.
Najprawdopodobniej za pewien czas „Inde” przegoni Racing wśród ligowej klasyfikacji. Obecnie drużyna Ariela Holana zajmuje dziewiątą lokatę, zdobywszy 41 punktów. Lokalny oponent jest tylko o punkt i lokatę wyżej. Ciekawe, jak teamy z Avellanedy poradzą sobie w Sudamericanie? Obecnie na Copa Libertadores oba wydają się zbyt słabe, więc może ktoś spośród tego duetu chociaż zawojuje drugi szczebel kontynentalny….
*****************************************************************************
Patronato vs Sarmiento de Junín 2:2 (0:0)
Gole – 1:0 Iván Furios (48′), 1:1 i 2:2 Juan Viviani (59′, 85′), 2:1 Fernando Telechea (68′)
Chyba mamy pierwszego spadkowicza. Sarmiento de Junín właściwie nie zachowuje już większych szans na ocalenie statusu pierwszoligowca. Remis w Międzyrzeczu nie jest dla nich korzystny. Szczególnie, iż poprzednie trzy domowe spotkania Patronato przegrywał, więc zwycięstwo tutaj nie było poza horyzontem możliwości. Zespół Rubena Forestello przerwał czarną serię w starciu dwóch zaściankowych klubów.
„El Patrón” dwukrotnie obejmował prowadzenie. U samego wstępu obrońca Iván Furios wysunął gospodarzy na prowadzenie, skuteczną dobitką wieńcząc rozegranie rzutu wolnego. Fantastycznie wyglądał drugi gol – Fernando Telechea efektowną piętką zza pola bramkowego władował futbolówkę pod poprzeczkę, tak oto genialnie przecinając dośrodkowanie od Lautaro Geminianiego.
Aczkolwiek młody Juan Viviani za każdym razem ripostował gospodarzy. Zdobył swoje pierwsze dwa gole w dorosłej karierze, lecz końcowy rezultat nie urządza Sarmiento. Ostatnie szałowe wyniki Atlético de Rafaeli wykreowały z „La Verde” głównego kandydata do spadku.