Remis w Córdobie, tryumfy San Lorenzo i Estu

Derbowa kolejka rozkręciła się na dobre. Co prawda większość sobotnich meczów zakończyła się wynikami 1:0, aczkolwiek emocji nie brakowało. Klasyk Córdoby ponownie zremisowany 1:1, w La Placie rządy utrzymują Estudiantes, natomiast Banfield zrewanżował się Lanús za ostatnie trzy przegrane clásicos del Sur, a San Lorenzo drugi raz w tej kampanii poskromił Huracán. Relacja:

Talleres vs Belgrano 1:1 (1:1)

Gole – 0:1 Matías Suárez (7′), 1:1 Ezequiel Rescaldani (30′)

Nie wiem czy ten derbowy bój okazał się najciekawszy spośród sobotnich, ale rywalizacja tutaj była zdecydowanie najbrutalniejsza. Piłkarze nie szczędzili swoich nóg, co chwila na murawie leżał ktoś kontuzjowany (dziwne, że nie mieliśmy żadnej czerwonej kartki). Smaku pojedynkowi dodał kontrowersyjny arbitraż Néstora Pitany, który swoimi błędami tutaj chyba pozbawił się miana najlepszego argentyńskiego sędziego.

Wynik natomiast analogiczny, jak w połowie kwietnia. Remis 1:1, a więc „de facto” miasto Córdoba nie ma swojego piłkarskiego rządcy. W tabeli może zdecydowanie wyżej sytuują się Talleres, z kolei Belgrano jest przedostatnie. Niemniej klasyki kierują się swoimi prawami.

Dla odmiany teraz to Belgrano zadał cios jako pierwszy. Już w 7 minucie Matías Suárez przypomniał swój kunszt z czasów występów dla belgijskiego Anderlechtu. Przejął niepewne dogranie od Mariano Barbieriego i na uboczu pola karnego stanął przed ciekawą pozycją do strzału. Huknął bezlitośnie pod poprzeczkę na dość ostrym kącie, a futbolówka zaskakując Guido Herrerę wleciała do siatki.

Talleres żywiołowo rzucili się do odrabiania strat. „Piraci” przez jakiś czas odpierali ataki nominalnych gospodarzy, np. w 25 minucie Lucas Acosta wybronił groźne uderzenie Ezequiela Rescaldaniego z rzutu wolnego.

Aczkolwiek równo w 30 minucie konfrontacji solidny beniaminek odrobił straty – efektowna wrzutka Nicolása Giméneza na ubocze pola karnego. Sprzed linii końcowej boiska Victorio Ramis dośrodkował w okolice piątego metra. Tam Rescaldani, który ostatnio wywalczył sobie podstawowy skład wślizgiem trafił do pustej siatki.

Swój wkład w ostateczny rezultat spotkania, jak wspomnieliśmy miał rozjemca Néstor Pitana. Tuż przed kwadransem odpoczynku Matías Suárez wyprowadzał kontratak. Wybiegał już niemal sam na sam z goalkeeperem, lecz tuż przed linią szesnastego metra został nieprzepisowo powstrzymany przez goniącego go obrońcę.

Ponieważ Suárez wybiegał na czystą pozycję, faulujący Juan Cruz Komar ewidentnie miał otrzymać czerwoną kartkę, ale sędzia pokazał mu tylko żółtą. Incydent stał się przyczyną wzburzonych (ale uzasadnionych) protestów zawodników Belgrano. Osłabienie Talleres mogłoby znacząco wpłynąć na ostateczne rozstrzygnięcie tak ważnej potyczki.

Rzut wolny zamiast karnego oczywiście słuszny, ale nie da się ukryć – Talleres mogą dziękować arbitrowi. Po rzucie wolnym „La T” jakoś obronili się. Guido Herrera i spółka zastawili sztych.

W drugiej odsłonie Pitana nieco wynagrodził krzywdy Belgrano, albowiem nie podyktował jedenastki po ręce zawodnika nominalnych gości we własnym polu karnym. Summa summarum jednak wczorajsze decyzje znanego argentyńskiego sędziego wyglądały karygodnie.

Druga odsłona równie brutalna, jak pierwsza. Fauli bez liku, co chwila jakiś piłkarz leżał kontuzjowany. Więcej goli za to nie ujrzeliśmy mimo starań obu zespołów. Nic dziwnego, iż po końcowym gwizdku wybuchła awantura między piłkarzami, a sztabem sędziowskim. Działać musiały służby porządkowe, które pod tarczę wzięły rzecz jasna feralnego Pitanę.

Oto, jak derby przeżywali kibice Talleres:

To już trzeci w obecnym sezonie remis 1:1 między Belgrano, a Talleres. Oba ligowe klasyki Córdoby oraz towarzyskie stoczone przed rozpoczęciem ligi jeszcze w lipcu (wówczas po regulaminowym czasie doszło do serii jedenastek, gdzie lepiej wypadło Belgrano) zakończyły się identycznymi rezultatami.

Dodajmy, iż na dwadzieścia pierwszoligowych klasyków Córdoby aż 11 kończyło się remisami. Oprócz tego pięć zwycięstw Belgrano i cztery razy górą byli Talleres. Obecnie w mieście generalnie panuje rozejm.

*****************************************************************************

Estudiantes La Plata vs Gimnasia La Plata 1:0 (1:0)

Gol – Israel Damonte (25′)

Derby La Platy przeprowadzono w piwnej dzielnicy Buenos Aires, czyli Quilmes. To dlatego, albowiem stadion Ciudad de La Plata zarezerwowany był na wydarzenie motoryzacyjne – Monster Jam.

Gimnasia od 2010 roku nie wygrała oficjalnych derbów z Estudiantes. Tego popołudnia o dziwo „Los Lobos” znowu przeważali (pierwsze clásico platense z października zakończone bezbramkowo również na plus dla GELP), ale musieli uznać wyższość silniejszego oponenta.

Jedna szczęśliwa akcja po rzucie wolnym rozstrzygnęła bitwę na rzecz faworyta. 25 minuta – Augusto Solari dośrodkował ze stałego fragmentu gry, a Israel Damonte celną główką zaskoczył Alexisa Martína Ariasa. Wcześniej, około 6 minuty boju Solari minimalnie chybił samodzielnie wykańczając rzut wolny.

Drużyna przegrywająca mogła wyrównać dzięki rzutowi wolnemu Brahiana Alemána. Jednakże doświadczony Mariano Andújar jakoś sparował uderzenie Urusa na rzut rożny.

U wstępu drugiej części Andújar wykazał się niepewną interwencją po kolejnym wolnym Alemána – wypuścił futbolówkę przed siebie, przez co doszło do torpedowania bramki przez zawodników Gimnasii. Obrona „Estu” jednak heroicznie uchroniła się przed naporem „Wilków”. Ponadto niską bombą z dystansu nieznacznie spudłował młody Erik Ramírez.

Teoretyczni gospodarze też zaliczyli kilka szans do trafienia. Choćby Facundo Sánchez dostąpił klarownej szansy, ale mając bramkarza naprzeciw siebie uderzył zbyt lekko i stojący niedaleko defensor wybił piłkę w polu bramkowym. Dalekosiężne uderzenie Solariego za to sparował Arias. Wcześniej asystent przy jedynym golu celował z ubocza szesnastki, lecz Arias także nie dał się zaskoczyć.

Podczas doliczonego czasu drugiej części trzeci goalkeeper reprezentacji Argentyny sparował groźne uderzenie zza szesnastki Lorenzo Faravelliego, broniąc Estudiantes przed wyrównaniem u epilogu zawodów. Ostatecznie „Los Pincharratas” utrzymali cenne jednobramkowe prowadzenie, dzięki któremu powrócili do najlepszej piątki tabeli.

Obecnie tylko punkt dzieli ekipę Nelsona Vivasa (który mecz oglądał jako widz na stadionie, albowiem został zdyskwalifikowany aż na cztery ligowe mecze za swoje „samcze popisy” w poprzednim ligowym starciu z Boca Juniors) od ligowego podium.

Dla Gimnasii to czwarta kolejna wtopa na krajowej arenie. Nie dość, że odpadli błyskawicznie z Copa Sudamericana i to przeciwko brazylijskiemu średniakowi, to jeszcze dołują w Primera División. Nie dziwota, że rozgoryczony derbowym upokorzeniem trener Gustavo Alfaro złożył dymisję

*****************************************************************************

Banfield vs Lanús 1:0 (1:0)

Gol – Nicolás Bertolo (45+1′)

Ostatnie trzy derbowe batalie południowego Buenos Aires należały do Lanús. W poprzednim sezonie, gdy „El Granate” zgarniali mistrzostwo Argentyny dwukrotnie pokonali Banfield wynikiem 2:0, zaś na wstępie kwietnia drużyna Jorge Almiróna wykorzystała przewagę własnego stadionu, a później również przewagi liczebnej i zwyciężyła 4:2.

Walczący obecnie o kwalifikację do przyszłorocznej Copa Libertadores zespół Banfield musiał przerwać rządy wroga zza miedzy po to, aby nie stracić kontaktu z czołówką tabeli oraz premierowo od września 2015 roku zatryumfować w swoim klasyku.

Minionego popołudnia na Estadio Florencio Sola zdecydowanie lepiej spisywali się gospodarze. Dominację zespół Julio Césara Falcioniego przypieczętował w doliczonym czasie pierwszej połowy, zdobywając gola do szatni. Centra Mauricio Sperdutiego z kornera, po jakiej Nicolás Bertolo głową zaskoczył Estebana Andradę.

W 55 minucie głupi błąd goalkeepera miejscowych Hilario Navarro, który trzymając futbolówkę w rękach przekroczył linię pola karnego. Lanús otrzymał rzut wolny tuż sprzed 16-tki. Jednak „El Granate” nie zdołali go odpowiednio spożytkować:

Nie obeszło się bez czerwonych kartek, chociaż ten klasyk agresywnością nie mógł równać się z derbami Córdoby. W 67 minucie urugwajski skrzydłowy gości Alejandro Silva zarobił drugie „żółtko” za zagranie futbolówki ręką.

Delegaci powinni byli zainkasować jeszcze jedną czerwień, ale sędzia Fernando Echenique nie zauważył uderzenia w twarz Briana Sarmiento przez stopera Marcelo Herrerę.

Lecz obrońcy tytułu przez krótki czas musieli radzić sobie osłabieni, gdyż trzy minuty później stoper miejscowych Carlos Matheu ujrzał bezpośrednio czerwony kartonik za ostry faul na nacierającym José Luisie Gómezie.

Inna sprawa, że Lanús koncentruje siły na fazę grupową Libertadores, więc również dlatego wypadł tu gorzej. Oba kluby zakończyły konfrontację mając po dziesięciu futbolistów. Wynik nie uległ już zmianie.

Banfield odniósł czwarte konsekutywne zwycięstwo i wkroczył do miejsc honorowanych udziałem w następnej edycji Copa Libertadores. Obecnie „El Taladro” są czwarci ze zdobytymi 45 punktami. Natomiast Lanús chyba opuści top 10 klasyfikacji po derbowej kolejce.

*****************************************************************************

Atlético de Rafaela vs Atlético de Tucumán 1:0 (0:0)

Gol – Mathías Abero (90+4′)

Co prawda Tucumán swój mecz o wszystko przeciwko Palmeiras na arenie Copa Libertadores rozegra dopiero za dwa tygodnie, więc teraz nie musieli oszczędzać sił. Aczkolwiek rozpaczliwie walcząca o życie Rafaela musi wygrywać mecz za meczem, ażeby uniknąć degradacji i to „La Crema” dyktowała tutaj warunki gry, a uczestnik elitarnego turnieju generalnie bronił się przed natarciem outsidera.

Minął kwadrans spotkania, gdy Rafaela mogła otworzyć wynik. Rozegranie rzutu wolnego, po jakim mocne uderzenie Óscara Carniello nogą heroicznie sparował Cristian Lucchetti. Później kapitan „El Decano” na raty zahamował ofensywę gospodarzy po dalekosiężnej bombie Fernando Luny.

Zwycięstwo Rafaeli uzyskane golem w ostatnich sekundach boju zasłużone. Kwadrans przed upływem regulaminowego czasu obrońca przyjezdnych Bruno Bianchi zarobił czerwoną kartkę. Osłabiony Tucumán nie utrzymał remisu.

Sami mogli strzelić w trzeciej doliczonej minucie po rzucie wolnym, gdzie Lucas Hoyos musiał interweniować po przypadkowym uderzeniu klubowego kolegi.  Pod sam koniec doliczonego czasu najpierw Leonel Di Plácido zatrzymał nacierającego Ramiro Costę, eskortując futbolówkę na korner.

Ale dzięki ów rzutowi rożnemu padł rozstrzygający gol! Urugwajski lewy obrońca Mathías Abero zapewnił miejscowym tryumf rzutem na taśmę. W czwartej doliczonej minucie celną główką odwdzięczył się za centrę Angelo Martino.

Co ciekawe pierwszy mecz tych zespołów, jaki rozegrano w inauguracyjnej kolejce zakończyło się wygraną 1:0 drużyny Tucumánu, gdzie „El Decano” zaklepali sobie trzy punkty u samego epilogu rywalizacji. Ku zachowaniu równowagi teraz dzięki udanej końcówce w starciu dwóch Atlético tryumfuje to z Rafaeli.

Trzecie pod rząd zwycięstwo skazywanej na pożarcie „La Cremy”, a awans na czternaste miejsce w ligowej tabeli wymowny. Do wydostania się spod czerwonej kreski jeszcze nieco brakuje, ale może jeszcze cudem ocalą się przed degradacją….

*****************************************************************************

Huracán vs San Lorenzo de Almagro 0:1 (0:0)

Gol – Marcos Angeleri (59′)

Natomiast San Lorenzo już w nadciągającym tygodniu stoczy bój o awans z grupy Copa Libertadores przeciwko brazylijskiemu Flamengo. Zespół Diego Aguirre posiada jednak skład mogący spokojnie walczyć na dwóch frontach, a kryzys już dawno pozostawili w tyle.

Papieski klub wygrał drugie podczas bieżącego sezonu clásico porteño (w listopadzie u siebie ograł Huracán wynikiem 2:0), tym samym odnosząc swoje piąte z rzędu zwycięstwo we wszystkich rozgrywkach. Znów są wiceliderami tabeli, więc czyżby lada moment zdobyli trzecie konsekutywne wicemistrzostwo kraju?

Od maja spośród wszystkich argentyńskich klubów prezentują chyba najlepszy futbol. Kto wie, może nawet Boca Juniors musi jeszcze strzec się przed detronizacją ze strony San Lorenzo de Almagro?

Lepiej to derbowe starcie rozpoczął Huracán, który ogólnie miał tutaj więcej do zaoferowania. Zabrakło im jednak skuteczności u wstępu konfrontacji. Alejandro Romero Gamarra, Lucas Villalba, weteran Daniel Montenegro oraz inny wiekowy gracz, Mariano González nie znaleźli remedium na Nicolása Navarro.

Bramkarz gości obronił uderzenie tego pierwszego zza szesnastego metra, drugi minimalnie chybił po rzucie wolnym, „Rolfi” spudłował zza pola karnego. Natomiast główkę Mariano odruchowo zatrzymał goalkeeper, jaki niedawno wygryzł ze składu Sebastiána Torrico.

Przed upływem kwadransa batalii okazję zanotowali również „Cuervos”, lecz Franco Mussis po wymianie podań z Fernando Belluschim chybił wysoko nad poprzeczką celując mniej więcej w centrum pola karnego.

U prologu drugiej części ofensywę ponowił Huracán. Nicolás Navarro kolejny raz przytomną robinsonadą zatrzymał „El Globo” – Daniel Montenegro nie rozkojarzył go bezpośrednim uderzeniem w dość chaotycznej akcji, jakiej nie umiał zahamował weteran Juan Mercier.

Chwilę później minimalnie niecelnie głową przymierzył Norberto Briasco. Przy następnej akcji Navarro wybił przed siebie główkę Nicolása Romata. Następnie obronił też desperacką dobitkę Montenegro, po czym obrońca zażegnał zagrożenie.

Mimo miażdżącej dominacji gospodarzy trzecie kolejne derby między tymi ekipami należały do ulubionego klubu papieża Franciszka. W 59 minucie obrońca Marcos Angeleri celną główką zaskoczył Marcosa Díaza, zagwarantowując victorię „Azulgranie”!

Akcję bramkową dośrodkowaniem z rzutu wolnego zaaranżował Fernando Belluschi, futbolówkę na boku szesnastki zgarnął Ezequiel Cerutti. Jego dośrodkowanie w pole bramkowe znakomicie spożytkował wysoki Angeleri, który wyskoczył do główki nie dając żadnych szans Díazowi.

Goniący rezultat Huracán dokonywał najprawdziwszego oblężenia bramki Navarro, lecz ani razu nie zmusił czujnego goalkeepera do kapitulacji. Mimo niebotycznej przewagi „El Globo” znów gorsi, aniżeli zdecydowanie bardziej renomowany odwieczny rywal.

Zatem San Lorenzo wrócił na pozycję wicelidera tabeli ligowej, zbliżył się do Boca na trzy punkty i teraz ze zniecierpliwieniem oczekujemy domowego boju „El Ciclón” z Flamengo o awans do 1/8 finału Copa Libertadores. Brazylijczycy choć są liderami grupy również nie mają zapewnionej kwalifikacji. Czeka nas szlagierowa batalia!

*****************************************************************************

Olimpo vs Aldosivi 2:0 (1:0)

Gole – Fernando Coniglio (31′), Rodrigo Cabalucci (82′)

Olimpo wzięło górę nad coraz słabszym zespołem Aldosivi, dzięki czemu ponownie wydostało się ze strefy spadkowej. Nota bene, niby bezpieczni delegaci z Mar del Plata (których objął nowy trener Wálter Perazzo) coraz troskliwiej muszą spoglądać w dół tabeli spadkowej, albowiem po siódmej konsekutywnej wpadce zachowali już naprawdę drobną zaliczkę nad miejscami spadkowymi.

Trafienie napastnika Fernando Coniglio, gdy upłynęło półgodziny zawodów oraz rozwiewający wątpliwości gol Rodrigo Cabalucciego u epilogu zawodów dały „Aurinegros” bardzo cenne trzy punkty w kontekście dalszej walki o utrzymanie. Przy obu bramkach goalkeeper Pablo Campodónico rękawicami musnął futbolówkę zmierzającą do celu, ale nie zdołał uratować Aldosivi przed ciosem.

„Rekiny” też stworzyły kilka okazji, lecz bez oczekiwanego skutku. Jedno uderzenie rezerwowego Jonathana Benedettiego z nieco ostrego kąta obiło słupek bramki Adriána Gabbariniego. Zwycięstwo Olimpo natomiast mogło wyglądać pokaźniej, acz przy stanie 1:0 niezły dziś Cabalucci uderzywszy z rzutu wolnego nie zmylił wiekowego Campodónico – weteran bramki przytomnie wypiąstkował futbolówkę.

Wydaje mi się, że Olimpo posiada wystarczająco mocną ekipę, ażeby nie wylecieć do Primera B Nacional. Aczkolwiek trener Mario Sciacqua musi dobrze zmotywować swoich podopiecznych, gdyż ten zespół miewa skłonności do głupich wpadek.

Comments are closed.