Argentyna z Brazylią na start fazy grupowej

Dzień drugi grupowych konfrontacji Copa Libertadores 2017 przebiegł pod znakiem starć argentyńsko-brazylijskich. Tej nocy mieliśmy aż trzy takowe i niestety żadnego z nich Argentyńczycy wygrać nie zdołali. Dwa zakończyły się remisami 1:1, natomiast San Lorenzo de Almagro nadal ma wyraźnego pecha do kraju kawy. Podsumowanie:

Grupa 6

Godoy Cruz [ARG] vs Atlético Mineiro [BRA] 1:1 (1:0)

Gole – 1:0 Javier Correa (2′), 1:1 Fred (51′ – pen.)

W Mendozie gospodarze faworytem potyczki nie byli, lecz uzyskali chociaż podział zdobyczy punktowej. Już w 2 minucie Godoy Cruz sensacyjnie objął prowadzenie przeciwko faworyzowanemu Atlético Mineiro. Fenomenalna wrzutka Gastóna Giméneza z własnej połowy, której nie zdołał przejąć defensor gości. Do futbolówki dopadł Javier Correa i znalazł się jeden na jednego z bramkarzem, wykorzystując dogodną okazję.

Później Lucas Bernardi pełniący od początku bieżącego roku funkcję trenera ekipy z zachodniej Argentyny został odesłany na trybuny za ciągłe krytykowanie decyzji arbitra.

Tuż przed kwadransem odpoczynku „Winiarze” chyba jakimś złośliwym zrządzeniem losu nie podwoili swej zaliczki – Ángel González dograł z boku pola karnego przed piąty metr, skąd karygodnie obok bramki chybił Juan Garro. Niewykorzystane okazje lubią się mścić, toteż zmarnowana setka obróciła się przeciwko Godoy Cruz.

Krótko po zmianie stron prawy obrońca Luciano Abecasis bezmyślnie przewrócił barkiem Eliasa w rejonie własnej szesnastki, co oczywiście poskutkowało rzutem karnym dla „Galo”. Piłkę na jedenastym metrze ustawił doświadczony snajper Fred. Odgarnął ręką serpentynę, którą miejscowi fani chwilę wcześniej rzucili na boisko, a następnie trafił z rzutu karnego.

Zawodnicy argentyńscy minimalnie przeważali na boisku, aż do 86 minuty – wówczas za brzydki faul czerwoną kartkę ujrzał paragwajski stoper Danilo Ortiz. Sama końcówka należała do Brazylijczyków. Ostatecznie wynik 1:1 nie uległ zmianie. Dla Godoy Cruz takie rozstrzygnięcie budzi mieszane odczucia – niby oponent wyżej notowany, ale zwycięstwo nie było dziś poza zasięgiem „El Bodeguero”.

Skład Godoy Cruz: Rodrigo Rey [C] – Diego Viera, Walter Serrano, Danilo Ortiz – Luciano Abecasis, Gastón Giménez, Guillermo Fernández, Fabrizio Angileri – Ángel González (84′, Nicolás Sánchez), Javier Correa (80′, Maximiliano Sigales), Juan Garro (67′, Marcelo Benítez)

Kolejne spotkanie w ramach Copa Libertadores zawodnicy Godoy Cruz rozegrają dopiero za przeszło miesiąc, na paragwajskiej ziemi z Libertadem.

*****************************************************************************

Sport Boys Warnes [BOL] vs Libertad Asunción [PAR] 3:3 (1:1)

Gole – 0:1 Jesús Medina (29′), 1:1 José Castillo (40′), 1:2 i 2:3 Santiago Salcedo (62′, 74′ – pen.), 2:2 Alexis Messidoro (70′), 3:3 Cristhian Coimbra (81′)

Dużo ciekawszą batalię stoczyły pozostałe dwa zespoły grupy szóstej. Debiutujący w międzynarodowej pucharach boliwijski Sport Boys Warnes wymęczył remis 3:3 przeciwko dużo mocniejszemu Libertadowi. Jedną z bramek dla gospodarzy zanotował utalentowany argentyński playmaker Alexis Messidoro wypożyczony z Boca Juniors.

Grupa 5

Atlético de Tucumán [ARG] vs Palmeiras [BRA] 1:1 (1:1)

Gole – 1:0 Fernando Zampedri (25′), 1:1 Keno (40′)

Największy hit dzisiejszej nocy pozostawił za sobą mały niedosyt, ale nie można powiedzieć, jakoby poziom spotkania zawiódł. Argentyński nowicjusz przez kwadrans wygrywał z mistrzem Brazylii, lecz ostatecznie tylko zremisował 1:1. Spoglądając na różnicę poziomów między obiema drużynami, Tucumán powinien cieszyć się ów wynikiem. Jednak dodając fakt, iż Palmeiras walczył osłabiony przez nieco ponad 70 minut, to chyba „Zieloni” mogą być bardziej usatysfakcjonowani.

W 21 minucie za szybkie dwie żółte kartki do szatni wyleciał obrońca gości Vitor Hugo. Efekty przewagi liczebnej Tucumánu przyszły natychmiastowo – cztery minuty później Fernando Evangelista dośrodkował w pole karne lewą flanką, a Fernando Zampedri ubiegł kryjącego stopera i niepełną przewrotką od słupka wycelował do bramki. Najskuteczniejszy goleador „El Decano” zaliczył swoje czwarte trafienie w CL 2017, doganiając na czele rankingu strzelców boliwijskiego pomocnika Alejandro Chumacero. Dobrze, że Chińczycy nie wykupili go pod koniec lutego.

Miejscowi napędzani głośnym dopingiem trybun Estadio Monumental José Fierro wypełnionych do ostatniego miejsca nie zadowalali się minimalną przewagą. Weteran bramkarski Fernando Prass musiał żywiołowo interweniować przy strzale z dystansu Nery Leyesa oraz niskiej bombie Leandro Gonzáleza z ubocza pola karnego.

„Verdão” jednak nie dali zepchnąć się na margines. Ich nowy snajper Miguel Borja nie miał farta, bowiem doświadczony Cristian Lucchetti klatką piersiową zatrzymał uderzenie Kolumbijczyka zza narożnika pola bramkowego. Aczkolwiek w 40 minucie Palmeiras odrobił stratę, gdy po rozegraniu rzutu wolnego przez ich kapitana Dudu z najbliższej odległości do siatki wycelował Keno.

Tuż przed gwizdkiem zapraszającym na przerwę obie strony zanotowały po jednym groźnym strzale głową. Najpierw Lucchetti zaliczył heroiczną interwencję wyłapując futbolówkę sprzed linii bramkowej, a chwilę później po drugiej połowie boiska Cristian Menéndez minimalnie chybił uderzywszy „dyńką”.

Druga odsłona okazała się dużo mizerniejsza od spektaklu widzianego do przerwy. Leandro González zaliczył jedno uderzenie zza pola karnego wyłapane przez Fernando Prassa, a po drugiej stronie Miguel Borja kuriozalne chybił obok słupka chcąc wykończyć kontrę w akcji jeden na jednego. W doliczonym czasie natomiast legenda tucumános, Luis Rodríguez przestrzelił niepomyślną główką.

Ostatecznie Tucumán nie wykorzystał atutu przewagi liczebnej i analogicznie, jak Godoy Cruz zremisował 1:1 u siebie przeciwko wyżej notowanemu brazylijskiemu oponentowi. Szkoda, bowiem zespół Pablo Lavalléna mógł, a właściwie to powinien był zgarnąć tutaj komplet punktów.

Skład Atlético de Tucumán: Cristian Lucchetti [C] – Leonel Di Plácido, Bruno Bianchi, Ignacio Canuto, Fernando Evangelista – Rodrigo Aliendro (82′, Luis Rodríguez), Guillermo Acosta (74′, José Méndez), Nery Leyes, Leandro González (66′, Javier Mendoza) – Cristian Menéndez, Fernando Zampedri

Trzeba jeszcze nieco poczekać, ażeby ocenić szanse Tucumánu na awans do 1/8 finału. Dużo w tej kwestii wyjaśni za tydzień po wyjazdowy bój „El Decano” przeciwko urugwajskiemu Peñarolowi.

Grupa 4

Flamengo [BRA] vs San Lorenzo de Almagro [ARG] 4:0 (0:0)

Gole – Diego (49′), Miguel Trauco (62′), Rômulo (70′), Gabriel (88′)

Dramat ukochanego klubu papieża Franciszka. Na słynnej Maracanie popularni „Cuervos” zostali starci w drobny mak. Flamengo podczas drugiej części konfrontacji urządziło sobie niezłe gradobicie, ostatecznie tryumfując 4:0.

San Lorenzo nadal ma pecha do brazylijskich drużyn, który prześladuje ten zespół od 2015 roku, a więc krótko po zdobyciu przez nich Copa Libertadores. Do przerwy jakoś utrzymali bezbramkowy remis (choć Éverton zaledwie obił słupek w klarownej okazji sam na sam), ale chwilę po zmianie stron wiekowy Diego znany z europejskich boisk efektownym uderzeniem z rzutu wolnego otworzył „sezon na kruki”.

Minęła niewiele przeszło godzina zawodów, kiedy peruwiański lewoskrzydłowy Miguel Trauco po asyście od Diego uderzeniem zza szesnastego metra podwyższył na 2:0. W 70 minucie po rozegraniu kornera goalkeeper Sebastián Torrico zatrzymał strzał eks-reprezentanta Brazylii, a mianowicie Rômulo już poza linią bramkową i Flamengo objęło trzybramkowe prowadzenie.

Przed upływem 85 minuty rywalizacji Torrico zrehabilitował się za ów niepowodzenie, albowiem obronił rzut karny autorstwa José Paolo Guerrero. Niemniej, co się odwlecze, to nie uciecze – dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu Gabriel, który tamtą jedenastkę wywalczył dopełnił dzieła zniszczenia, zaskakując Torrico genialnym uderzeniem w długi róg z ubocza pola karnego. „Fla” bezlitośnie zdeklasowało San Lorenzo de Almagro.

Skład San Lorenzo de Almagro: Sebastián Torrico – Paulo Díaz, Marcos Angeleri, Fabricio Coloccini, Lautaro Montoya (75′, Mathías Corujo Díaz) – Néstor Ortigoza [C], Franco Mussis – Ezequiel Cerutti (75′, Bautista Merlini), Fernando Belluschi, Rubén Botta – Nicolás Blandi (83′, Gonzalo Bergessio)

Odbudowujący się „Rubro-Negro” potrzebowali takiego przełomu. Ostatnie dwa starty w Copa Libertadores (lata 2012 i 2014) Flamengo kończyło na fazie grupowej i teraz nikt wśród sympatyków klubu mającego najwięcej najwięcej fanów na świecie (biorąc pod uwagę rodowitych kibiców) nie wyobraża sobie braku awansu do fazy play-off.

San Lorenzo również musi szybko przełamać się po tylu nieudanych bataliach przeciwko Brazylijczykom. Za tydzień „El Ciclón” zmierzy się na własnym terenie z Atlético Paranaense i tam absolutnie nie można pozwolić sobie na wpadkę.

Comments are closed.