Historia lubi się powtarzać! Argentyńczycy trzeci kolejny rok przegrali finał międzynarodowego turnieju. Dwa lata temu okazali się gorsi od Niemców w meczu o mundialowe złoto, rok temu po rzutach karnych musieli uznać wyższość Chile podczas finału Copa América. A teraz? Znowu okazali się gorsi od Chilijczyków po bezbramkowym remisie i przegranej nerwówce konkursu jedenastek.
„Albicelestes” chociaż mają wybitnych napastników, finały idą im jak po grudzie. Ani razu nie znaleźli drogi do siatki rywala, a wapna wykonują równie fatalnie. Ta finałowa porażka nakłoniła Leo Messiego do zakończenie reprezentacyjnej kariery. Chile zostało mistrzem Ameryki Południowej drugi raz z rzędu i jednocześni drugi raz w historii.
Decydująca batalia na MetLife Stadium w East Rutherford rozpoczęła się atakami faworyzowanego wicemistrza. Tuż po rozpoczęciu gry Éver Banega huknął z dystansu, lecz minimalnie chybił.
Chile poczynało sobie wysokim pressingiem, totalnie odcinając Argentynę od własnej bramki. W 21 minucie mogli jednak otrzymać bolesny cios na własne życzenia. Gary Medel absurdalnie nie zdołał przejąć wycofania od kolegi. Futbolówkę przejął Gonzalo Higuaín, zaszarżował jeden na jednego z Claudio Bravo. „Pipita” chciał zaskoczyć podcinką nad nim w długi róg i tradycyjnie chybił! Trzeci finał – trzecia spartolona setka tego snajpera w finale!
Wracający po kontuzji Ángel Di María również nie zaszokował. Oddał jeden strzał zza narożnika pola karnego, który bez trudu wyłapał Bravo. W 28 minucie brazylijski arbiter Heber Lópes podjął kontrowersyjną decyzję, wręczając drugą żółtą i ostatecznie czerwoną kartkę Marcelo Díazowi za zatrzymanie barkiem akcji Messiego.
Niby skrzywdził Chilijczyków, ale tamci wytrzymali kwadrans w osłabieniu. A sędzia w 43 minucie wynagrodził im złą decyzję wyrzucając Marcosa Rojo za rzekome brutalne sfaulowanie Vidala, którego tak naprawdę nie było. Nic dziwnego, że wśród piłkarzy rozgorzała potem awantura. W 40 minucie Lópes podjął jednak prawidłową decyzję, nie przyznając Argentynie karnego za symulowanie Messiego w obrębie szesnastki.
Druga odsłona regulaminowego czasu była dużo bardziej wyrównana. Chilijczycy zamierzali wykorzystać niezdecydowanie oponenta. W 80 minucie oddali pierwsze groźne uderzenie. Czujność Sergio Romero sprawdził król strzelców turnieju Eduardo Vargas mocną bombą z boku szesnastki.
Cztery minuty później, zmiennik Sergio Agüero wybiegał niemal sam na sam naprzeciwko Bravo, jednakże ostatecznie dał ponieść się presji goniącego obrońcy i fatalnie chybił nad poprzeczką z około 14 metra.
Podczas dogrywki obie ekipy zanotowały po jednej celnej główce. Najpierw Romero zatrzymał szczupaka Vargasa. Kilkadziesiąt sekund później Kun Agüero przymierzył głową otrzymawszy centrę z rzutu wolnego od Leo, jednak Claudio Bravo ofiarnie sparował futbolówkę nad bramką koniuszkami palców. Druga połowa dogrywki była bardziej statyczna, a rozjemca nic nie doliczając do regulaminowego czasu bezpośrednio zarządził rzuty karne.
Próbę nerwów analogicznie, niczym rok temu zwyciężyli „Los Rojos”. Nigdy nie pokonali wschodnich sąsiadów na CA podczas regulaminowego czasu gry, ale udało im się dwukrotnie po rzutach karnych! W pierwszej serii pomylili się naczelni egzekutorzy – Vidal oraz Messi. Później u Chilijczyków trafili Castillo, Aránguiz i Beausejour. W Argentynie natomiast szansę wykorzystali Mascherano, Aguero, lecz pomylił się Biglia.
U początku piątej serii wystarczyło Chile, że strzeli Francisco Silva i obronią tytuł. Po długim namyśle chilijski joker umieścił futbolówkę w siatce, przypieczętowując drugie konsekutywne mistrzostwo Ameryki Południowej. Deja vu! Nie dość, że dwie kolejne edycje pod rząd ograli w finale tego samego przeciwnika, to jeszcze dopięli swego po bezbramkowym remisie i następnie udanym konkursie jedenastek, gdzie zanotowali cztery celne strzały.
Selekcjoner Gerardo Martino przegrał trzeci kolejny finał CA! W 2011 poległ dowodząc jeszcze Paragwajem, a minione dwie edycje zwieńczył srebrem z Argentyną…
Nota bene Argentynę w obu tych finałach zneutralizował trener Argentyńczyk! Rok temu dokonał tego Jorge Sampaoli, dzisiaj osiągnął to Juan Antonio Pizzi. Dominacja chilijska na amerykańskim kontynencie nie pozostawia teraz najmniejszych wątpliwości. O ile można dopatrywać się fartu w ich tryumfie jako gospodarz rok temu, tak teraz rozwiali jakiekolwiek wątpliwości.
Latynoska „La Furia Roja” za rok wystąpi w Pucharze Konfederacji na boiskach Rosji. Awans tam zapewniła sobie już rok wstecz po tryumfie w tej oficjalnej Copa América. Tegoroczna organizowana przez Jankesów miała charakter bardziej jubileuszowy, wręcz dekoracyjny. Jednak przeprowadzenia jej nie możemy żałować. Atrakcyjne widowisko ze sporą ilością bramek (średnia 2,84 na mecz).
Finał Copa América:
Argentyna vs Chile 0:0, rzuty karne – 2:4
Składy:
Argentyna: Sergio Romero – Gabriel Mercado, Nicolás Otamendi, Ramiro Funes Mori, Marcos Rojo – Lucas Biglia, Javier Mascherano, Éver Banega (111′, Érik Lamela) – Lionel Messi (C), Gonzalo Higuaín (70′, Sergio Agüero), Ángel Di María (57′, Matías Kranevitter)
Trener: Gerardo Martino
Chile: Claudio Bravo (C) – Mauricio Isla, Gary Medel, Gonzalo Jara, Jean Beausejour – Marcelo Díaz, Charles Aránguiz, Arturo Vidal – José Pedro Fuenzalida (80′, Edson Puch), Eduardo Vargas (109, Nicolás Castillo), Alexis Sánchez (104, Francisco Silva)
Trener: Juan Antonio Pizzi
Sędziował: Heber Lópes (Brazylia)
Żółte kartki: Mascherano, Messi, Kranevitter (Argentyna) – Díaz, Vidal, Beausejour, Aránguiz (Chile)
Czerwone kartki: Díaz (Chile) – 28′ i Rojo (Argentyna) – 43′
Podsumowanie ogólne:
Najlepszy piłkarz: Alexis Sánchez (Chile)
Najlepszy bramkarz: Claudio Bravo (Chile)
Nagroda fair play: Argentyna
Najlepsi strzelcy turnieju:
6 goli – Eduardo Vargas (Chile)
5 gole – Lionel Messi (Argentyna)
4 gole – Gonzalo Higuaín (Argentyna)
3 gole – Philippe Coutinho (Brazylia), Clint Dempsey (USA), Alexis Sánchez (Chile)
2 gole – Arturo Vidal, Edson Puch i José Pedro Fuenzalida (cała trójka Chile), Érik Lamela i Ezequiel Lavezzi (obaj Argentyna), James Rodríguez i Carlos Bacca (obaj Kolumbia), Blas Pérez (Panama), Renato Augusto (Brazylia), Enner Valencia (Ekwador), José Salomón Rondón (Wenezuela).
Niech Copa América żyje nam przez kolejne sto lat! Kolejna edycja mistrzostw Ameryki Południowej za trzy lata. W 2019 roku gospodarzem czempionatu o miano najlepszej drużyny zielonego kontynentu będzie Brazylia.
To też chyba zemsta losu, który pokazał, że ten turniej nie warty był rozgrywania. Patrząc na wynik można by pomyśleć, że zaplatały się jakieś stare newsy z zeszłego roku. Ale nie: znów Chile bije Argentynę w karnych po bezbramkowym meczu. Tak jakby los chciał powiedzieć: „ustaliliśmy to już rok temu, kto jest najlepszy w Ameryce Pd., więc proszę mi tu nie multiplikować turniejów , zwłaszcza w celach komercyjnych”.
Turniej nie miał atmosfery Południowej Ameryki. Było po amerykańsku, czyli momentami ignorancko i bez futbolowej pasji. Wolę małe i obskurne stadiony na południu niż nadęte stadiony amerykanów biorących się za to na czym się nie znają. A może nie smakowało po prostu dlatego, że za dużo tego wszystkiego. Turniej rok w rok, a nawet dwa na rok. Przepraszam, trzy, bo jeszcze olimpiada nas czeka.
Zgadzam się w zupełności. Aczkolwiek jak można było oczekiwać latynoskiej atmosfery po wielkich arenach USA? To miał być komercyjny turniej na pokaz i takim się okazał. Sukces marketingowy jest, kasa się zgadza. Pojedli, popili, a teraz adios. Jak dla mnie jest to niesamowite przesycenie materiału dwie Copy w rok, no ale stulecie turnieju trzeba było uświetnić.
Jakoś nawet tego finału nie przeżywałem tak bardzo. Jednak prawda,że wielkie turnieje pozostaną wielkimi tylko wtedy, gdy będą odpowiednio rzadkie.
Aż śmiać się chce na myśl, że jeszcze nie tak dawno, jakieś 10-15 lat temu były propozycje żeby mundial rozgrywać co 2 lata.
Pamiętam na przykład pierwszy turniej na antenach TVP, w Paragwaju w ’99. Obejrzłem wszystkie mecze. Male obskurne stadiony, ale atmosfera wspaniała. Tamten oraz Peru ’04 to moje ulubione turnieje. Ach ten niesamowity stadion w Arequipie z przepięknym widokiem na wulkan.
Tak, z naciskiem na 'pojedli’, w przypadku Amerykanów. Brzuchy pełne gorących psów.
Messi nie umie strzelać ważnych bramek dla Albicelestes dlatego nigdy Maradona nie będzie.Messi nie wygrał żadnego ważnego meczu dla Argentyny,to nie jest lider i zgadzam sie że może grac ale jako jeden z wielu piłkarzy a nie jako lider.Dzisiejsza piłka to destrukcja, pressing i walka kazdego piłkarza na każdym kawałku boiska.Dzisiaj w cenie sa piłkarze którzy walczą czyli Banega,Gaitan czy w formie Di Maria a nie Messi z Pastore.Higuan to najgorsza oferma zeby nie powiedziec cipa dzieki której nie wygraliśmy ostatnich finałów a Kun Aguero to niestety słabiutki napastnik.
„Messi nie wygrał żadnego ważnego meczu dla Argentyny,to nie jest lider i zgadzam sie że może grac ale jako jeden z wielu piłkarzy a nie jako lider.” – no niestety jego magia sprawia, że musi być liderem drużyny, a koledzy zachwyceni jego nieziemskimi umiejętnościami zrzucają na niego ciężar odpowiedzialności. Banega, Augusto Fernandez, Lavezzi, Gaitan, a nawet Rojo powinni zostać w kadrze, bo bardzo dużo biegali, walczyli i jestem pewien, że oni będą mieli duży wpływ na nową reprezentację „Albicelestes”.
DI MAria to przecież też łamaga. Nade wszystko niezbyt inteligentny zawodnik. Z takim jak on zespół nigdy nie mógłby realizować założeń taktycznych tak, jak robili to na przykład Włosi wczoraj.
Z Banegą też Argentyna nic nie wygra. On też pudłował dla Argentyny w kluczowych momentach. Jak karne rok temu.
Z piłkarzami o mentalności Argentyńczyków nigdy nie będziesz realizował założeń taktycznych tak jak Wlosi 😉
W dużym stopniu tak, ja jednak pamiętam, że drużyna Bielsy z 2004 roku nie miała wielkich gwiazd, ale młody zgrany kolektyw. Paradoksalnie to właśnie wtedy Mascherano był najbliżej wygrania Copy. Kiedy miał 20 lat. Wiem, pamiętam doskonale jak pięknie grał tamten zespół. I 2 miesiące później na olimpiadzie również. Tam byli młodzi, ambitni, głodni i zgrani.