Huracán natchniony, River i Inde ciągle dyszą

W sobotę rozegrano cztery mecze 10. kolejki Torneo de Transición. Ponownie do miejsc honorowanych Copa Libertadores wgramolił się Huracán, który hokejowym wynikiem 4:3 ograł sensacyjny San Martín de San Juan. Przełamała się Defensa y Justicia. Rozgoryczenie za to w River Plate oraz Independiente, które zgubiły punkty u siebie przeciwko kandydatom do spadku. Podsumowanie:

Grupa 1:

River Plate vs Sarmiento de Junín 2:2 (2:1)

Gole – 1:0 Iván Alonso (4′), 2:0 Milton Casco (24′), 2:1 Alexis Niz (26′), 2:2 Diego Cháves (90+3′ – pen.)

Kolejne ligowe upokorzenie River Plate. Po klęsce z Colónem, wpadce przeciwko beniaminkowi Patronato, tym razem tylko remis domowy ze zamykającym stawkę Sarmiento. Co więcej, roztrwonili dwubramkową zaliczkę. Przyparta do ściany prowincjonalna ekipa z miasteczka Junín zagrała im na nosie wywalczając remis w samej końcówce.

Fakt, że River wystąpił rezerwowym składem oszczędzając siły przed hitową batalią z São Paulo FC w CL, ale czy mogą zasłaniać się tym przy tak frajerskiej stracie punktów? Już w 4 minucie objęli prowadzenie, gdy dośrodkowanie Miltona Casco przed pole bramkowe uderzeniem z pierwszej piłki wykończył Iván Alonso, od słupka trafiając do siatki. 37-letni Urus znalazł ambitny angaż na koniec swej kariery.

20 minut później sam Casco wyprowadził kontratak po rzucie rożnym dla gości. Futbolówka przeszła przez Gonzalo Martíneza, po dośrodkowaniu którego nie zdołał wychwycić jej Emanuel Trípodi, a przed linią końcową boiska inny urugwajski zawodnik Tabaré Viudez zagarnął ją i dograł w pole bramkowe, skąd Milton bezlitosną torpedą pod poprzeczkę strzelił drugiego gola.

Ale nieoczekiwanie po chwili Sarmiento kierowane przez ekscentrycznego Ricardo Caruso Lombardiego nawiązało kontakt. Centra z kornera tym razem udana, a obrońca Alexis Niz na raty w polu bramkowym pokonał Marcelo Barovero.

Im bliżej końca zawodów było, to gospodarze coraz bardziej gubili się, a „La Verde” chcący oddalić się od strefy spadkowej zwyczajnie musieli wykorzystać te udogodnienie. W 83 minucie słupek uratował Barovero po uderzeniu Kevina Mercado.

W 91 minucie czerwoną kartkę za uderzenie rywala łokciem w głowę czerwoną kartkę ujrzał Leonardo Ponzio (typowo dla siebie), a chwilę później ekwadorski napastnik gości Mercado strzałem z dystansu wycelował w rękę Joaquína Arzury i sędzia wskazał na wapno. Jedenastkę wykorzystał Urugwajczyk Diego Cháves, rzutem na taśmę ratując cenny punkt kandydatowi do degradacji.

Możemy śmiało rzec, iż River w tym sezonie o mistrzostwo nie powalczy, a skupi się na Copa Libertadores. Nadal tkwią w dolnej połówce grupy 1.

Sarmiento ten remis dał przynajmniej chwilowe wydostanie się ze strefy spadkowej. Zamykający obecnie tabelę Argentinos Juniors zmierzą się dziś u siebie z mizernymi Newell’s Old Boys, a jeśli wygrają, to „Zieloni” jednak wrócą pod czerwoną kreskę.

***

Independiente vs Olimpo 0:0

Co się stało z Independiente! Jeszcze niedawno zaliczyli imponującą serię wygranych, a teraz dwa konsekutywne bezbramkowe remisy przeciwko drużynom typowym do opuszczenia grona pierwszoligowców po tym sezonie – Sarmiento i Olimpo.

O dziwo w pierwszej odsłonie konfrontacji urugwajski bramkarz Martín Campaña i miejscowi defensorzy byli zmuszeni do ofiarnej defensywy przeciwko atakom graczy Olimpo. Ale tuż po przerwie „Inde” samo spróbowało ukąsić – Leandro Fernández jednak fatalnie złożył się do uderzenia z piątego metra po wrzutce od Jesúsa Méndeza i chybił.

Sensacją zapachniało w 86 minucie, gdy Olimpo zrobiło kontrę i wychowanek gospodarzy Francisco Pizzini (nota bene tylko wypożyczony z „Inde”) podał na ubocze szesnastki do Jeana Barrientosa, a eks-zawodnik krakowskiej Wisełki otoczony obroną przymierzył nisko, lecz jego rodak Campaña był dzisiaj niezawodny jako jedyny gracz swojego zespołu.

Independiente straciło dogodną szansę, aby przybliżyć się do miejsc dających start w Copa Libertadores 2017. Tylko 16 punktów, a więc zostają za plecami Rosario Central, San Lorenzo czy Godoy Cruz.

Natomiast Olimpo jest dwunaste w tej grupie, a zgromadziło 9 oczek – jednak remisy z Central oraz „Czerwonymi Diabłami” dla nich są satysfakcjonujące.

Grupa 2:

Huracán vs San Martín de San Juan 4:3 (3:2)

Gole – 0:1 Luis Ardente (2′ – pen.), 1:1 Matías Fritzler (11′), 1:2 Jorge Luna (28′), 2:2 i 3:2 Ramón Ábila (36′, 41′), 4:2 Mariano González (82′), 4:3 Javier Toledo (90+2′)

Dreszczowiec na Parque Patricios! Mecz sąsiadujących ze sobą w tabeli ekip lokalnego Huracánu oraz zachodnioargentyńskiego San Martín zakończył się gradem goli, acz „El Globo” zasłużenie sięgnęli po komplet punktów.

Aby dodać iskierki horroru zaznaczmy, że to goście rozpoczęli mecz z wysokiego C. A uczestnik Pucharu Wyzwolicieli aż dwukrotnie musiał odrabiać straty. Już w 2 minucie San Martin uzyskał rzut karny, bowiem Lucas Salas ustrzelił na rękę José San Romána.

Ich bramkarz, a zarazem kapitan Luis Ardente pozazdrościł Sebastiánowi Bertoliemu z Patronato i wykonał go. Nie pomylił się, zadając miejscowym błyskawiczny cios.

Jednak Huracán wyrównał już dziewięć minut później. Dośrodkowanie z rzutu rożnego wybił obrońca, ale Lucas Villarruel głową odegrał w centrum, co wykorzystał rozgrywający Matías Fritzler także z główki adresując piłkę do siatki.

San Martín odzyskał prowadzenie w 28 minucie. Kontratak „Verdinegros” – młody Lucas Salas pomknął lewą flanką, dośrodkował w pole karne, obrońca Huracánu wybił piłkę, ale redebiutujący dla ekipy przyjezdnej pomocnik Jorge Luna uderzył nisko zza szesnastego metra zaskakując kompletnie Marcosa Díaza.

Aczkolwiek na nieszczęście „Zielono-Czarnych” (grających dziś w białych strojach) drugi gol utracony rozbudził wściekłą bestię – Ramóna Ábilę. Napastnik znany pod ksywką „Wanchope” miał swą okazję już w 18 minucie, ale wówczas goalkeeper sparował jego uderzenie głową.

Jednak w 36 minucie myślący jeszcze o mistrzowskim tytule gospodarze odzyskali futbolówkę – Ezequiel Miralles prawym skrzydłem posłał ją do przodu, gdzie znalazł się egzekutor, przejął ją, wykiwał dwóch obrońców i mając tylko bramkarza naprzeciwko siebie uderzeniem przy słupku pokonał Ardente.

Natomiast na cztery minuty przed przerwą wykorzystał centrę Alejandro Romero Gamarry i celną główką z piątego metra zaskoczył Ardente, któremu futbolówkę prześlizgnęła się przez rękawice. To już dziewiąty gol Ábili w tym sezonie – od tej chwili jest współliderem klasyfikacji strzelców wraz z José Sandem, wiekowym snajperem Lanús.

Mógł jeszcze skompletować hattricka. Niestety, w 67 minucie fatalnie zmarnował atak sam na sam z Ardente kierując futbolówkę prosto do jego rąk. Gdyby nie ten kiks, byłby teraz najskuteczniejszym graczem ligi.

Wielkie strzelanie drużyna Eduardo Domíngueza zwieńczyła w 82 minucie. Mauro Bogado zza własnej połowy posłał fenomenalne dogranie do Mariano Gonzáleza, a temu zostało urządzić sobie rajd przez niemal pół boiska, wykiwać doganiającego go Mauricio Casierrę i zaskoczyć Luisa Ardente, któremu piłka znów prześlizgnęła się po łapkach. Kapitan San Martín mimo zdobytego gola, otwierającego wynik spotkania zanotował traumatyczne starcie.

Rewelacyjny dotychczas klub z zachodniej Argentyny połakomił się jeszcze na honorowe trafienie. W doliczonym czasie ich najskuteczniejsza armata Javier Toledo wykorzystał dośrodkowanie Casierry zza linii bocznej szesnastki i główką zmniejszył rozmiar chłosty gościom. Siódmy raz podczas tych rozgrywek wpisał się do listy strzelców.

Huracán ponownie jest wiceliderem grupy 2! Zdobytych aż 20 punktów podczas tegorocznych ligowych wojaży sprawia, iż „El Globo” mimo walki na dwóch frontach poważnie zamierzają uzyskać awans do trzeciej konsekutywnej edycji Copa Libertadores.

Teraz na El Palacio oczekują wyników Lanús (toczą się derby z Banfield), Estudiantes oraz Tucumánu. A w połowie zbliżającego się tygodnia podejmą u siebie urugwajski Peñarol w piątej kolejce grupowej CL 2016 – wygrana może zagwarantować im kwalifikację do 1/8 finału!

San Martín podniósł dopiero drugą ogółem, a jednocześnie pierwszą tegoroczną wyjazdową porażkę i o wskoczeniu na podium mogą zapomnieć. Nie zmienia to faktu, iż przechodzą swój najlepszy sezon w historii!

***

Defensa y Justicia vs Temperley 2:1 (0:0)

Gole – 1:0 Christian Chimino (54′ – samobój), 1:1 Abel Peralta (58′), 2:1 Damián Martínez (62′)

Nareszcie! Po serii trzech kolejnych porażek przełamała się ta sensacja początku kampanii – Defensa y Justicia. „Sokoły” odzyskały szpony, choć mogą mówić o sporym farcie przy ograniu przeciętnego Temperley.

To „El Gasolero” mogli jako pierwsi objąć prowadzenie. Jednakże ich kontratak spalił na panewce. Matías Sánchez otrzymawszy centrę od Marcosa Figueroy stanął oko w oko z bramkarzem Pablo Santillo, ale ten fenomenalnie zatrzymał jego strzał nogami.

Wszystkie trzy gole, jakie padły wczorajszej nocy na stadionie Norberto Tomaghello następowały dokładnie cztery minuty po sobie. W 54 minucie jeden z najskuteczniejszych goleadorów ligi w tym roku Fabián Bordagaray otrzymał dogranie od Nicolása Stefanelliego, a obrońca Christian Chimino niefortunnie załadował piłkę do własnej siatki, chcąc wybić jego wrzutkę w pole bramkowe.

Temperley wyrównali chwilę później – daleka wrzuta Adriána Arreguiego zza połowy boiska, którą przejął Abel Peralta i wyścignął obrońców gospodarzy, znalazłszy się jeden na jednego z Pablo Santillo. Takiej gratki nie mógł zaprzepaścić.

Ostatecznie to „El Halcón” cieszył się victorią. W 62 minucie szalę zwycięstwa na korzyść gospodarzy przechylił prawy obrońca Damián Martínez dobijając do pustej siatki niefortunnie odbite przez bramkarza Federico Crivelliego uderzenie ze skraju pola karnego Nicolása Stefanelliego.

Walczący o utrzymanie Temperley szukał kolejnego wyrównania, lecz bez oczekiwanych efektów. W 88 minucie Marcos Figueroa groźnie przymierzył z rzutu wolnego, lecz tylko huknął o poprzeczkę.

DyJ odniosła ważne zwycięstwo, które wypromowało team Ariela Holana na wysoką piątą lokatę. Udało im się zrównać punktami z równie sensacyjnym San Martín. Temperley poniósł trzecią kolejną wpadkę i musi strzec się przed strefę spadkową.

Comments are closed.