Rozpoczęła się 10. kolejka obecnego sezonu ligi argentyńskiej. Piątkowej nocy rozegrano dwa mecze grupy 1. San Lorenzo de Almagro ograło 1:0 aktualnego lidera na jego twierdzy i zmniejszyło stratę doń na zaledwie dwa punkty. Patronato natomiast nie usiadło na laurach po sensacyjnych tryumfach nad Rosario Central czy River Plate i heroicznie wywiozło remis 2:2 z Santa Fe. Oto podsumowanie:
Godoy Cruz vs San Lorenzo 0:1 (0:0)
Gol – Martín Cauteruccio (54′)
„Cuervos” mimo trudnej sytuacji w fazie grupowej Copa Libertadores nie odpuszcza także zmagań ligowych. Cenne wyjazdowe zwycięstwo nad liderującym Godoy Cruz udowadnia, że ekipa Pablo Guede mimo chwilowego kryzysu wraca na właściwie tory.
Mendozę tego dnia nawiedził rzęsisty deszcze, zatem murawa Estadio Malvinas Argentinas nie sprzyjała piłkarzom. Warunki rywalizacji był ciężkie, a stawka meczu jeszcze kulminowała napięcie.
Pierwsza odsłona była wyrównana. San Lorenzo dwukrotnie przymierzyło z dystansu, lecz Rodrigo Rey w obu przypadkach zatrzymał dalekosiężne próby Fernando Belluschiego. Wśród gospodarzy u epilogu pierwszej części groźnie głową przymierzył aktywny dziś Facundo Silva, ale Sebastián Torrico, który występował dziś przeciwko swemu byłemu klubowi znakomicie sparował futbolówkę.
Zaraz po przerwie groźnie głową przymierzył Mauro Matos, jednak nie zaskoczył Rey’a. Udało się natomiast Martínowi Cauteruccio wprowadzonemu tuż przed przerwą za kontuzjowanego Sebastiána Blanco (w takich warunkach nietrudno o urazy).
Dośrodkowanie z rzutu wolnego Belluschiego wybił obrońca „Winiarzy”, ale przed szesnastką futbolówkę odzyskał Néstor Ortigoza i podał przed linię boczną pola karnego do Emmanuela Mása, który dośrodkował w pole bramkowe, gdzie bezpośrednim strzałem Urus wpakował futbolówkę do celu.
Godoy Cruz niczym ugryziony po genitaliach rzucił się do odrobienia strat, acz ich ofensywa była stanowczo zbyt chaotyczna. Największym pechowcem okazał się urugwajski snajper Santiago García, który raz chybił obok słupka po główce, a później absurdalnie spudłował w polu bramkowym będąc naprzeciwko Torrico.
W doliczonym czasie zamiast futbolu były utarczki i seria fauli, a upokorzeni „Bodegueros” wyraźnie chcieli zemsty na papieskiej drużynie. García mało tego za brzydki faul wyleciał pod sam koniec. Godoy musiał pogodzić się z pierwszą tegoroczną porażką na własnej arenie. Trener tej drużyny Sebastián Méndez zanotował fatalne starcie przeciwko dowodzonemu przezeń niegdyś San Lorenzo.
Dla ulubieńców papieża Franciszka to druga kolejna wygrana. Daje im ona awans na najniższy stopień podium i zrównanie się punktami z wiceliderem Rosario Central. „Canallas” mają jednak lepszą różnicę bramek, a w niedzielę staną przed szansą odzyskania fotelu lidera, gdy ugoszczą u siebie średni Vélez Sarsfield.
Za tydzień San Lorenzo i Central spotkają się na Nuevo Gasometro w bezpośredniej konfrontacji, która będzie miała ogromne znaczenie dla losów mistrzostwa grupy 1.
Trzy dni wcześniej CASLA toczy bój o życie w Copa Libertadores – wyjazd przeciwko meksykańskiej Deportivo Toluca. A za dwa tygodnie kolejka klasyków! Zaiste ciężki terminarz przed „Azulgraną”…
***
Colón vs Patronato 2:2 (0:0)
Gole – 1:0 Osvaldo Barsottini (49′), 1:1 Matías Donoso (74′), 2:1 Diego Lagos (75′), 2:2 Sebastián Bertoli (90+1′ – pen.)
Cementario de los Elefantes także nawiedziła ulewa, uprzykrzając życie piłkarzom. Wygląda na to, iż Colón w tym sezonie furory jednak nie zrobi. Drużyna szkolona przez Darío Franco pogrąża się coraz bardziej w kryzysie, a klęska 0:3 z Uniónem w derbach Santa Fe chyba doszczętnie zgasiła ich entuzjazm. Victoria utracona w końcówce przeciwko solidnemu beniaminkowi Patronato niewątpliwie nie podniesie morale „Los Saballeros”.
O dziwo pierwsza część starcia nie zakończyła się jakimkolwiek trafieniem. Wśród nowicjuszy Fernando Telechea obił słupek ze skraju pola karnego, a gospodarzom radość mógł dać Mauricio Sperduti, ale fatalnie skiksował chcąc przelobować goalkeepera.
Każdy gol padł tutaj już podczas drugiej odsłony. W 49 minucie Colón uzyskał przewagę, kiedy dośrodkowanie z kornera Alana Ruiza źle wybił obrońca debiutantów, a wykorzystał to stoper Osvaldo Barsottini celną główką z bliska pokonując wiekowego Sebastiána Bertoliego.
I wydawało się, że pójdą za ciosem. Kilka minut później następna wrzutka z narożnika boiska, jednakże Bertoli znakomicie zatrzymał utalentowanego obrońcę Germána Contiego, a później też zablokował torpedę Pablo Ledesmy zza 16 metra.
Ku zaskoczeniu Colónu goście wyrównali w 74 minucie, także po kornerze. Wrzutka Ezequiela Garré i zostawiony samopas Matías Donoso efektownymi nożycami z piątego metra huknął pod poprzeczkę, nie dając nic do powiedzenie Jorge Brounowi. Rok temu Donoso świętował mistrzostwo Chile z Cobresalem, a teraz reprezentuje obiecującego beniaminka Primera División de Argentina.
Aczkolwiek już kilkadziesiąt sekund później znowu gospodarze prowadzili! Błyskawiczna szarża w pole karne – Mauricio Sperduti dośrodkował z ubocza w pole bramkowe, skąd głową drogę do siatki odnalazł Diego Lagos.
Wydawało się, że „Saballeros” jakoś dowiozą korzystny wynik, ale niedoczekanie. Podczas doliczonego czasu autor gola numer jeden – Barsottini głupio sfaulował w polu karnym Telecheę i arbiter dał jedenastkę Patronato. Tę na gola zamienił goalkeeper Bertoli, mecz zakończył się wynikiem nierozstrzygniętym. Tydzień temu pokonał River po wapnie, a teraz dał remis w Santa Fe. Przebojowy kapitan teamu z Międzyrzecza!
Obie ekipy znajdują się w środku tabeli – o ile dla Patronato rozgrywającego swą premierową kampanię na szczeblu pierwszoligowym jest to osiągnięcie godne uniesionych głów, to Colón może czuć się zawiedziony.