Copa Libertadores wróciła po trzytygodniowym rozbracie. Zaczęło się od mocnego uderzenia! Huracán stoczył najprawdziwszy dreszczowiec ogrywając u siebie 4:2 peruwiański Sporting Cristal i wskoczył do strefy awansu. Jeszcze zacniejszy popis dał Jonathan Calleri. Argentyński napastnik sam zdobył cztery gole, walnie przyczyniając się do rozgromienia 6:0 wenezuelskiego Trujillanos przez jego São Paulo FC. Oto relacja:
Grupa 4:
Huracán [ARG] vs Sporting Cristal [PER] 4:2 (2:2)
Gole – 0:1 Santiago Silva (16′), 1:1 i 2:1 Ramón Ábila (24′, 30′), 2:2 Horacio Calcaterra (43′), 3:2 Alejandro Romero Gamarra (68′), 4:2 Ezequiel Miralles (84′)
Dramat ze szczęśliwym zakończeniem dla Huracánu! Finalista ubiegłorocznej Copa Sudamericana musiał wygrać, aby uratować nadzieję na awans (w Peru przegrał bowiem 2:3) i uczynił to po niewiarygodnych zwrotach akcji. Już w 6 minucie urugwajski napastnik gości Santiago Silva wykiwał Federico Mancinelliego i mierzonym uderzeniem przy bliższym słupku zaskoczył Marcosa Díaza. Argentyńska ekipa stanęła nad przepaścią.
I cóż by uczynili bez Ramóna Ábili? „Wanchope” kolejny raz dwukrotnie pokonał bramkarza Inkasów (łącznie strzelił im aż cztery gole w dwumeczu!), odwracając wynik. W 24 minucie wyrównał – efektowną podcinką znalazł sposób, aby wpisać się na listę goleadorów. Atak przeprowadzony efektem chaotycznego dwójkowego rozegrania futbolówki z Lucasem Chacaną, które umożliwiła wrzutka na pole karne od Alejandro Romero Gamarry.
Po półgodzinie dał Huracánowi zaliczkę – otrzymał dogranie od Daniela Montenegro w polu karnym, wykiwał defensora i kolejny raz oszukał Diego Penny’ego. Dodajmy, że krępy snajper zrehabilitował się za wcześniej niewykorzystaną okazję sam na sam.
Ale do szatni na przerwę w lepszych nastrojach schodzili gracze Sportingu Cristal. Niefortunna interwencja Díaza, który wybił przed siebie uderzenie zza szesnastki Irvena Ávili i potem celną dobitką remis przywrócił zawodnik o dźwięcznym nazwisku – Horacio Calcaterra.
W drugiej części jednak „El Globo” dopiął swego. Wynik zwycięski odzyskali po 68 minutach – Ábila tym razem asystował, wykładając piłkę Alejandro Romero Gamarrze na 16 metr, a były reprezentant argentyńskiej młodzieżówki skierował ją do bramki mierzonym strzałem w długi róg, który prześliznął się po palcach Penny’ego.
Celem zapewnienia sobie beztroskiej końcówki gospodarze władowali jeszcze gola numer cztery. 84 minuta – dośrodkowanie z rzutu wolnego Mauro Bogado i gola głową wieńczącego kanonadę uzyskał wprowadzony sekundy wcześniej Ezequiel Miralles. Udał się rewanż za wpadkę sprzed 3 tygodni.
Huracán zluzował peruwiańską ekipę na drugiej lokacie grupy 4, a zgromadził już sześć punktów (dwa więcej od Sportingu Cristal). W następnej kolejce zespół Eduardo Domíngueza podejmie u siebie urugwajski Peñarol, który zachował ledwie iluzoryczne nadzieje awansu.
Jeśli tam zwyciężą, a Inkasi nie zdołają ograć u siebie pewnego tryumfu w tym kwartecie Atlético Nacional, to „El Globo” będą pewni 1/8 finału i na kres fazy grupowej przeciwko mocnym Kolumbijczykom będą rywalizować już tylko o jak najlepsze rozstawienie.
Grupa 7:
Deportivo Táchira [VEN] vs Emelec [ECU] 1:0 (1:0)
Gol – Wilker Ángel (21′)
Toć to szok! Wenezuelczycy są krok od wyjścia z grupy! Anonimowa Táchira ograła 1:0 u siebie Emelec i jeśli jutro Olimpia Asunción nie zdoła ograć Pumas w wyjazdowej batalii, to „Aurinegros” z północy kontynentu zaklepią sobie fazą pucharową w stu procentach!
Zwycięskie trafienie dla nominalnego outsidera zanotował Wilker Ángel. Obrońca reprezentacji Wenezueli w 21 minucie zaskoczył Estebana Dreera niskim uderzeniem z rzutu wolnego, choć pomógł mu rykoszet od muru. Ekwadorczycy tą porażką definitywnie pożegnali się z marzeniami o 1/8 finału – ostatni mecz grupowy, domowy przeciwko Pumas UNAM rozegrają już tylko o honor.
Grupa 1:
São Paulo FC [BRA] vs Trujillanos [VEN] 6:0 (3:0)
Gole – Jonathan Calleri (13′, 50′ – pen., 80′, 87′), Kelvin (18′), João Schmidt (25′)
Teatr jednego aktora – Jonathana Calleriego! Były napastnik Boca Juniors, wypożyczony na to półroczne do Brazylii z urugwajskiego konsorcjum Deportivo Maldonado ustrzelił aż cztery gole, w tym klasycznego hattricka i nagle wysunął się na czoło klasyfikacji strzelców tej edycji CL!
Dwa gole zanotował z jedenastek, a właściwie jednego, bowiem drugie wapno zmarnował, ale wykazał się skuteczną dobitką. Wynik otworzył celną główką, a pogrom zwieńczył wykańczając atak sam na sam, otrzymawszy długą lagę głową od kolegi.
SPFC może jeszcze wywalczyć sobie kwalifikację do 1/8 finału. O ile team Edgardo Bauzy w następnej kolejce powali na ziemię broniące tytułu River Plate. Aczkolwiek „El Patón” to cudotwórca, o czym przekonał nas w edycjach 2008 i 2014, które wygrywał odpowiednio z LDU Quito i San Lorenzo (tych drugich – dodajmy – wcześniej ledwo ledwo wczołgał do fazy pucharowej).
Grupa 6:
Deportivo Toluca [MEX] vs LDU Quito [ECU] 2:1 (1:1)
Gole – 0:1 Edson Puch (18′), 1:1 Ernesto Vega (19′), 2:1 Enrique Triverio (63′)
Ten mecz wiele rozwikłał w układzie grupy 6. Generalnie zapewnił Meksykanom szczyt tabeli, a także zredukował do minimum mobilność LDU Quito. Przejęci przez Diego Coccę ekwadorscy zawodnicy dzielnie walczyli, ale nie sprostali miejscowej ekipie. Obie batalie tych ekip Toluca zwyciężyła po 2:1.
Już w 17 minucie Liga objęła sensacyjne prowadzenie dzięki chilijskiemu atakującemu Edsonowi Puchowi, który skonsternował bramkarza Alfredo Talaverę celnym uderzeniem zza pola karnego.
Ale już minutę później znów mieliśmy remis – młody Ernesto Vega dobił z najbliższej odległości zatrzymany przez Alexandra Domíngueza strzał głową Enrique Triverio, przywracając twarz „Czerwonym Diabłom”.
Argentyńczyk sam także odnalazł drogę do siatki. W 63 minucie pokonał Domíngueza wykańczając rozegranie rzutu wolnego przez Christiana Cuevę mocnym strzałem wślizgiem pod poprzeczkę z okolicy piątego metra. Tak oto Deportivo Toluca dokonała virady.
Meksykanie z Estadio Nemesio Díez w następnym spotkaniu ugoszczą argentyński San Lorenzo i celem ich jest przypieczętowanie pierwszego miejsca w grupie 6 oraz dobre rozstawienie przy ustalaniu par 1/8 finału.
Ale klub papieża Franciszka będzie piekielnie zdeterminowany, bo zagrają z nożem na gardle jeśli chodzi o kwestię awansu (brak zwycięstwa może nawet przekreślić ich możliwości wejścia do fazy KO).
LDU teoretycznie ma jeszcze cień szansy, bo u siebie na andyjskich wysokościach brazylijskiemu Grêmio powinni sprostać. Ale zakończenie fazy grupowej to dla nich wyjazd przeciwko San Lorenzo, gdzie raczej przegrają. Ogółem mogą tylko wierzyć w cud.