River złupił Wenezuelę, Oh Africa!

Czwartkowe mecze fazy grupowej Copa Libertadores nie przyniosły niespodzianek. Rosario Central ciągle jest niepokonane u siebie, choć drugi raz pod rząd porażki uniknęło golem w ostatniej chwili. Innym szalonym zjawiskiem jest gol Afrykańczyka, pierwszy od kilkunastu lat w południowoamerykańskiej elicie.

Grupa 1:

Trujillanos [VEN] vs River Plate [ARG] 0:4 (0:0)

Gole – Leonardo Pisculichi (55′), Lucho González (63′), Iván Alonso (79′, 90+1′)

Rozpoczęli sezon ligowy od demolki i tak samo uczynili w Copa Libertadores. River zmiażdżył wenezuelskiego anonima mimo, że do przerwy jeszcze było 0:0, albowiem nie umieli wykorzystać bezwzględnej dominacji.

Dopiero w 55 minucie Leonardo Pisculichi wspaniałym trafieniem z rzutu wolnego zapewnił ubiegłorocznemu mistrzowi kontynentu prowadzenie. To spotkanie było najprawdziwszym festiwalem rzutów wolnych w jego wykonaniu, albowiem niecałe 10 minut później następny rzut wolny „Piscu” wybił przed siebie bramkarz gospodarzy, a inny weteran Lucho González dobitką na raty podwoił zaliczkę.

Kanonadę zwieńczył najstarszy gracz aktualnej kadry River, czyli Iván Alonso. Urugwajski staruszek podczas ostatniego kwadransa zdobył dwie bramki stawiając kropkę nad „i”. Najpierw celną główką, a potem wykańczając kontrę celnym przymierzeniem w długi róg z narożnika szesnastki.

River Plate jest liderem grupy 1 po premierowym rozdaniu. Kolejne starcie czeka ich za dwa tygodnie, kiedy podejmą na El Monumental dołujące São Paulo FC, które rozpoczęło fazę grupową domową wpadką przeciwko boliwijskiemu The Strongest.

„Millonarios” będą mieli szanse przybliżyć się do awansu oraz jednocześnie postawić pod ścianą Brazylijczyków. Nie zapominajmy jednak, iż oponent będzie miał w kadrze Jonathana Calleriego, a więc eks-snajper Boca. Z drugiej strony Calleri póty co strzelał im tylko w Torneos de Verano.

Grupa 2:

Rosario Central [ARG] vs Nacional [URU] 1:1 (0:0)

Gole – 0:1 Nicolás López (56′), 1:1 Marcelo Larrondo (90+1′ – pen.)

Central nadal już ponad roku zachowuje status niepokonanych na własnej twierdzy. Po wymęczonym remisie 3:3 z River Plate w lidze, teraz nadszedł czas na pierwsze od 2006 roku ich spotkanie pod szyldem Copa Libertadores. Udało się w nim osiągnąć remis 1:1 z urugwajskim Nacionalem, chociaż „Canallas” mieli zdecydowaną przewagę i zasługiwali na wygraną.

Jednak to Urusi ukąsili jako pierwsi. W 56 minucie sprytne dogranie z rzutu wolnego w szesnastkę gospodarzy, skąd bramkarza Manuela Garcíę zaskoczył Nicolás López. Były reprezentant Urugwaju U-20 z przeszłością we włoskiej Serie A dał Nacionalowi prowadzenie na „ziemi przeklętej”.

Chwilę po golu dla przyjezdnych czerwoną kartkę za zakłócanie gry ujrzał ich rezerwowy Erick Cabaco. „Tricolor” nie odczuli jednak skutków tego wykluczenia, bo przecież ukaranego nie było wśród aktywnych zawodników.

Miejscowi rozdrażnieni takim niespodziewanym ciosem oczywiście rzucili się do ataków niczym wściekli. Długo jednak nie umieli znaleźć metody na byłego bramkarza Atlético Rafaeli – Estebana Conde. Zdołali nakłonić go do kapitulacji w łatwiejszy sposób, czyli golem z jedenastu metrów.

Marcelo Larrondo bezproblemowo wykorzystał rzut karny w doliczonym czasie, drugi raz w ciągu połowy tygodnia wybawiając Central od domowej porażki w ostatnich sekundach konfrontacji. Tuż przed ostatnim gwizdkiem czerwień zarobił jeszcze wiekowy stoper gości Mauricio Victorino, czyli ten niedawny rezerwowy Independiente.

Zespół Eduardo Coudeta jest niezłomny na Gigante de Arroyito od kiedy ów trener przejął obowiązki. Za tydzień ekipa obecnych władców Rosario stoczy pojedynek wyjazdowy z brazylijskim Palmeiras.

Grupa 7:

Emelec [ECU] v Deportivo Táchira [VEN] 2:0 (0:0)

Gole – Emanuel Herrera (81′ – pen.), Denis Stracqualursi (84′)

Emelec na swojej arenie w Guayaquil przeważnie kończy spotkania zainkasowaniem kompletu oczek, ale wczorajszej nocy musieli nieźle zmobilizować szyki w końcówce aby utwierdzić swoją wyższość nad outsiderem z Wenezueli. Oba gole zdobyli dopiero w ostatnich 10 minutach regulaminowego czasu, oba były dziełem Argentyńczyków.

„Electricos” zrehabilitowali się po zeszłotygodniowej wpadce z meksykańskimi Pumas. Czy zdołają wejść do 1/8 finału, albo powtórzyć wyczyn dokonany w poprzedniej edycji CL – ćwierćfinał?

Grupa 8:

Cerro Porteño [PAR] vs Cobresal [CHI] 2:1 (0:0)

Gole – 1:0 Jonathan Santana (50′), 2:0 Luís Leal (52′), 2:1 Lino Maldonado (62′)

Główna nadzieja Paragwaju w tej edycji CL nie bez trudów pokonała 2:1 u siebie chilijskiego outsidera, co pozwoliło Cerro Porteño objąć chwilowe naczelnictwo w trudnej grupie 8 z czterema punktami na koncie. Piorunujący start drugiej odsłony przechylił szalę zwycięstwa na ich korzyść.

Godzien odnotowania jest gol Luís Leala, który w 52 minucie zaskoczył bramkarza Cobresalu wykańczając kontratak. Otóż jest to pierwszy od kilkunastu lat gol Afrykańczyka w południowoamerykańskich rozgrywkach międzynarodowych!

Dodajmy, iż Leal stał się pierwszym zawodnikiem pochodzącym z Wysp Świętego Tomasza i Książęcej oraz pierwszym w całej Afryce, który wpisał się do listy strzelców zarówno w europejskich (pół roku temu strzelił dla portugalskiego Belenenses w Lidze Europy) jak i południowoamerykańskich pucharach.

Aczkolwiek generalnie nie jest pierwszym Afrykańczykiem, który trafił do bramki w rozgrywkach Pucharu Wyzwolicieli, bowiem pionierem tutaj jest Ghańczyk Prince Amoako, który w 1997 roku zdobył gola dla peruwiańskiego Sportingu Cristal.

Comments are closed.