Argentyńskie kluby minionej nocy zainicjowały fazę grupową Copa Libertadores niezbyt ciekawie, bo od dwóch porażek 0:2. Pierwszymi dwoma reprezentantami kraju tanga, którzy wystąpili w tym tygodniu są odwieczni rywale – San Lorenzo i Huracán. Jednak w stosunku do obu można wyrazić zrozumienie, bowiem toczyli ciężkie spotkania.
Grupa 6:
LDU Quito [ECU] vs San Lorenzo [ARG] 2:0 (0:0)
Gole – Diego Morales (51′, 90+2′)
Ulubieńcy papieża Franciszka polegli na wysokości 2,5 tysiąca metrów n.p.m. w stolicy Ekwadoru. Ich pogromcą był odradzający się LDU Quito. Gospodarze dominowali cały czas i nie mogło to się inaczej skończyć, jak tylko zgarnięciem przez nich całej puli.
Wśród „Cuervos” jedyny groźniejszy strzał oddał z rzutu wolnego Sebastián Blanco, jednak bramkarz ekwadorski Alexander Domínguez jakoś sparował jego próbę ze stałego fragmentu gry.
Dla LDU oba gole zdobył … Argentyńczyk. Jest nim playmaker Diego Morales (eks-Tigre). W 51 minucie otworzył wynik celnym uderzeniem w długi róg z okolic 12 metra. A na 2:0 ustalił rezultat podczas doliczonego czasu zawodów, gdy wyminąwszy dwójkę obrońców gości pokonał Sebastiána Torrico również celując w długi róg, kiedy dostąpił okazji sam na sam.
W szeregach San Lorenzo ta porażka niewątpliwie jest odczuwalna, tym bardziej skoro poprzednio odnieśli serię czterech wygranych na krajowej arenie (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki).
Jednakże wpadki na tak ciężkim terenie nie będą rozpamiętywać, chociaż muszą zacząć ciułać punkty w niezwykle wyrównanej grupie 6, bo każdy pozostały oponent tu ma równie spore ambicje wejścia do 1/8 finału.
Grupa 4:
Huracán [ARG] vs Atlético Nacional [COL] 0:2 (0:1)
Gole – Marlos Moreno (44′), Orlando Berrío (81′)
Nie można dziwić się Huracánowi domowej porażki z tak silną ekipą mistrza Kolumbii, skoro finalista zeszłorocznej Copa Sudamericany jest po niemal dwutygodniowej wymuszonej przerwie spowodowanej wypadkiem autokaru przewożącego ich piłkarzy na lotnisko w Wenezueli.
Pierwsza połowa należała generalnie do zaciętych, a nawet momentami bardziej naciskali zawodnicy Eduardo Domíngueza. Jedno obiecujące uderzenie oddał Ezequiel Miralles, jednakże argentyński bramkarz gości Franco Armani heroicznie obronił je.
Tuż przed przerwą Atlético Nacional dopięło swego. Obrona Huracánu zostawiła samopas 19-letniego napastnika kolumbijskiej ekipy Marlosa Moreno, który po otrzymaniu dogrania z środka pola od Andrésa Ibargüena znalazł się oko w oko z bramkarzem Marcosem Díazem, pokonując go mocnym uderzeniem zza 16. metra.
Starania rozbitych mentalnie od środka gospodarzy zakończyły się fiaskiem, a kiedy czerwoną kartkę obejrzał stoper Federico Mancinelli to zdawało się być już pozamiatane.
Dużo wyżej notowani przyjezdni zaklepali sobie victorię w 81 minucie. Joker Orlando Berrío przejął podanie na dobieg, wykiwał bramkarza zostawiając w tyle osłabioną defensywę Huracánu i zwieńczył tryumf trafieniem do pustej siatki.
Nie da się ukryć, że Atlético Nacional to zdecydowany faworyt grupy 4. Drużyna Reinaldo Ruedy powinna ukończyć ją na czele, a reszta peletonu – Peñarol, Sporting Cristal oraz Huracán skonfrontują się o drugą lokatę honorowaną kwalifikacją do fazy pucharowej.