Do tej pory mecze o Superpuchar Argentyny obfitowały w taktyczne rozwiązania, przez co podczas pierwszych trzech edycji nigdy nie padł więcej niż jeden gol. Tym razem było inaczej – Boca Juniors choć przez długi czas dyktowała warunki gry to ostatecznie została zmasakrowana kontratakami przez San Lorenzo de Almagro i poniosła klęskę 0:4. Dzięki wysokiemu tryumfowi „El Ciclón” zakwalifikował się do tegorocznej Copa Sudamericana.
Mecz o krajowy Superpuchar odbył się na stadionie im. Mario Kempesa w Córdobie, gdzie ubiegłego roku stoczono m.in. finał Copa Argentina, w którym Boca po kontrowersyjnym arbitrażu niejakiego Diego Ceballosa ograła 2:0 Rosario Central.
Jako, że „Xeneizes” minionego roku osiągnęli krajowy dublet (zarówno mistrzostwo jak i puchar kraju – to pierwszy taki przypadek w historii) to ich superpucharowym rywalem został wicemistrz Argentyny, czyli właśnie San Lorenzo. Co prawda Central jeszcze protestowali, że to oni jako finalista Copy powinni być oponentem zdobywcy podwójnej korony, lecz AfA nie zmieniła zdania na wniosek drużyny z Rosario.
Dobrze wiadomo, że San Lorenzo de Almagro to dla Boca wyjątkowo niewygodny zespół. Ulubieńcy papieża Franciszka są też jedynymi w Argentynie, którzy mają lepszy bilans bezpośrednich meczy od „Bosteros”.
Dzisiaj ten fakt odczuliśmy aż nadto dotkliwie. Na nic zdała się gloria jednoczesnego mistrza Argentyny i laureata Pucharu. Cyklon San Lorenzo mimo to zdmuchnął „Niebiesko-Złotych” z powierzchni murawy.
Już w 10 minucie „Cuervos” mieli okazję do trafienia, lecz debiutujący u nich stoper Marcos Angeleri fatalnie chybił nad poprzeczką z bliskiej odległości po dośrodkowaniu z rzutu wolnego od Fernando Belluschiego.
Po półgodzinie zawodów Boca powinna była wygrywać – kapitan Daniel Díaz posłał bardzo długą lagę z własnej połowy, która doleciała aż w szesnastkę rywali. Tam Carlos Tévez pozostawił w tyle obronę, znalazłszy się sam na sam z doświadczonym Sebastiánem Torrico. Lecz „Apacz” nie umiejący odnaleźć formy po wyleczeniu kontuzji kolana fatalnie chybił w tej dogodnej okazji…
W 36 minucie ofensywa San Lorenzo, przy której bramkarz Agustín Orión kapitalnie zatrzymał szarżę jeden na jednego Martína Cauteruccio.
Niestety, Boca nie miała tyle szczęścia tuż przed przerwą. 44 minuta – kontratak wicemistrzów kraju, Néstor Ortigoza podał na prawe skrzydło do Julio Buffariniego, który przedarł się przez Jonathana Silvę i wślizgiem wykonał centrę przed szesnasty metr. Tę odebrał Fernando Belluschi znakomitym uderzeniem w długi róg zmuszając Orióna do kapitulacji. Cudowny gol do szatni!
Rzecz jasna zaraz po kwadransie odpoczynku Boca rzuciła się do gonienia wyniku. Trener Arruabarrena wprowadził na boisko świeżo wykurowanych Fernando Gago i Daniego Osvaldo. Po 15 minutach drugiej odsłony wszedł także Nicolás Lodeiro zmieniając wygaszonego ostatnimi czasy Andrésa Cháveza.
Bardzo ciekawej sytuacji dostąpił Marcelo Meli, gdy po przejęciu dośrodkowania w pole karne od Osvaldo wybiegł sam na sam z Torrico. Niestety zawahał się, futbolówka uciekła mu przed linię boczną pola bramkowego, a wiekowy bramkarz sparował próbę jego strzału na rzut rożny.
67 minuta – na boisku melduje się Pablo Barrientos, który za chwilę zafunduje „Bosteros” prawdziwe manto. W 74 minucie były pomocnik włoskiej Catanii stanął oko w oko naprzeciwko Orióna po kontrataku, co umożliwiła mu znakomita wrzuta Belluschiego. Nie zmarnował dogodnej gratki oraz gapowatości Daniela Díaza podwajając zaliczkę.
Po 83 minutach było już całkowicie zamiecione – Barrientos władował fantastycznego gola bezpośrednio z rzutu wolnego, wpisując się do listy strzelców drugi raz. Orión, który nota bene jest wychowankiem San Lorenzo przeżył dziś najprawdziwszą zmorę.
Natomiast czwarty i ostatni cios zadał Boca … jej wychowanek. Inny zmiennik – Nicolás Blandi wykorzystał dogranie autora wcześniejszych dwóch goli, nie mając trudności z samodzielnym wykończeniem ataku. Z szacunku do klubu, który go wychował trafienia nie celebrował.
Belluschi – gol i asysta, natomiast Barrientos – dwa gole i asysta. Jednak najlepszym piłkarzem spotkania wybrano tego pierwszego.
Kto by nie zwyciężył, byłby to pierwszy Superpuchar Argentyny w jego gablocie. Rok temu ów trofeum wzniósł do góry Huracán, teraz kolej na odwiecznego wroga „El Globo” – San Lorenzo.
Boca Juniors vs San Lorenzo de Almagro 0:4 (0:1)
Gole – Fernando Belluschi (44′), Pablo Barrientos (74′, 83′), Nicolás Blandi (89′)
Składy:
Boca Juniors: Agustín Orión – Gino Peruzzi (46′, Daniel Osvaldo), Daniel Díaz (C), Juan Manuel Insaurralde, Fernando Tobio, Jonathan Silva – Pablo Pérez (46′, Fernando Gago), Marcelo Meli, Andrés Cubas – Carlos Tévez, Andrés Chávez (60′, Nicolás Lodeiro)
Trener: Rodolfo Arruabarrena
San Lorenzo de Almagro: Sebastián Torrico – Julio Buffarini, Matías Caruzzo, Marcos Angeleri, Emmanuel Más – Franco Mussis, Néstor Ortigoza (C) – Ezequiel Cerutti (72′, Leandro Romagnoli), Fernando Belluschi, Sebastián Blanco (67′, Pablo Barrientos) – Martín Cauteruccio (62′, Nicolás Blandi)
Trener: Pablo Guede
Sędziował: Darío Herrera
Jedynym plusem tego blamażu jest fakt, iż Boca nie wystąpi w Copa Sudamericana podczas drugiej połowy bieżącego roku. Nie rozumiem dlaczego AfA honoruje zdobycie krajowego Superpucharu awansem do drugich najważniejszych klubowych rozgrywek Ameryki Południowej zamiast przyznać to miejsce jakieś ambitnej ekipie środka tabeli…
PS. Dodajmy, że bilans Boca w starciach przeciwko „Cuervos” od kiedy papieżem Franciszkiem stał się kardynał Bergoglio to jeden bezbramkowy remis i aż pięć porażek! W golach 0:11! Błogosławieństwo Ojca Świętego działa jak cholera!
Do gry co trzy dni muszą być przyzwyczajeni, bowiem w połowie przyszłego tygodnia mają trzecią kolejką ligową przeciwko San Martín de San Juan, a za dwa tygodnie inaugurują fazę grupową Copa Libertadores wyjazdem do Kolumbii i konfrontacją z Deportivo Cali.
San Lorenzo czeka bardziej napięty harmonogram – w sobotę druga kolejka grupy 1 ligi argentyńskiej, gdzie ugoszczą Sarmiento de Junín, w połowie następnego tygodnia delegacja do Bahía Blanca i mecz z Olimpo, a za dwa tygodnie ciężki wyjazd do Ekwadoru na potyczkę z LDU Quito, otwierającą ich zmagania w CL 2016.
Jeżeli ekipa Pablo Guede chce coś osiągnąć na międzynarodowej arenie musi być uelastyczniona do ciasnego terminarza – w pierwszej połowie roku Copa Libertadores, a w drugiej Copa Sudamericana. Aczkolwiek wątpliwe, aby powtórzyli zeszłoroczne wyczyny River Plate wojując na dwóch frontach.