Wystartowała liga argentyńska!

Piątkowej nocy rozpoczął się sezon Torneo de Transición 2016 w Primera Division de Argentina. Kolejny wyjątkowy, bowiem liga jest podzielona na dwie grupy po 15 zespołów. Inauguracyjnego dnia stoczono trzy spotkania – dwie w grupie 1 oraz jedno w grupie 2. Wszystkie dzisiejsze wyniki były do zera. Oto podsumowanie:

Grupa 1:

Banfield vs Gimnasia La Plata 2:0 (1:0)

Gole – Walter Erviti (9′), Lihué Prichoda (83′)

Kampanię przejściową pierwszej części 2016 roku zainicjowała konfrontacja dwóch ekip walczących w ubiegłym roku o awans do Copa Sudamericana. Banfield mimo diametralnego rozsprzedania się podczas styczniowego mercado rozpoczął z wysokiego C pokonując 2:0 na swoim Estadio Florencio Sola wymagającą Gimnasię La Plata.

Aczkolwiek miejscowi mieli o tyle łatwiejsze zadanie, że GELP przystąpiła do spotkania mocno osłabiona w efekcie masowych dyskwalifikacji za incydenty z towarzyskich derbów La Platy sprzed tygodnia. U „Wilków” zabrakło m.in. Nicolása Mazzoli, Roberto Bruma, Javiera Mendozy, Antonio Mediny tudzież Maximiliano Coronela.

To goście zaatakowali jako pierwsi . W 8 minucie jeden z młodzieżowców zastępujących wspomnianą gwardię, 19-letni Matías Noble otrzymawszy podanie od nowego zawodnika Facundo Castillóna wybiegł sam na sam z wiekowym bramkarzem Hilario Navarro. Niestety, nie wytrzymał presji i wycelował prosto do jego rąk. Inny żółtodziób – Luciano Perdomo wypadł równie słabo, m.in. zarobił żółtą kartkę za brzydki faul.

Minutę później zmarnowana gratka zemściła się. Kontratak Banfield po rzucie rożnym dla rywali – Giovanni Simeone znakomicie dośrodkował w pole karne, futbolówka odbiła się rykoszetem od laplateńskiego defensora Facundo Orejy, po czym trafiła przed piąty metr, skąd bezlitosnym uderzeniem pierwszego gola w tym sezonie zdobył kapitan Walter Erviti.

Interesującej okazji lokalny zespół dostąpił tuż przed kwadransem odpoczynku, kiedy uchodzący za eksperta od stałych fragmentów gry obrońca Claudio Pérez uderzył groźnie z rzutu wolnego – jednakże Enrique Bologna sparował jego strzał na korner.

Gimnasia szukała wyrównania zwłaszcza pod koniec pierwszej części oraz na początku drugiej, ale zdecydowanie brakowało im wykończenia. Tuż po przerwie bliski trafienia głową był stoper Mauricio Romero, lecz minimalnie chybił.

Drużyna z południowego Buenos Aires stanęła przed klarowną szansą w 68 minucie. Wówczas najpierw Bologna heroicznie zatrzymał atak Alexisa Soto, a po chwili Gio Simeone nieznacznie chybił dobijając przewrotką.

U epilogu starcia Banfield przypieczętował trzy punkty. 83 minuta – następna kontra „El Taladro”, przy której Santiago Silva przejąwszy dogranie od Soto ominął wychodzącego doń bramkarza i przed linią boczną szesnastki dośrodkował w pole bramkowe. Tam najpierw piłki nie umiał wybić kapitan delegatów Lucas Licht, a po chwili głową do pustej siatki zaadresował ją wprowadzony z ławki Lihué Prichoda.

Naprawdę traumatyczny był to spektakl dla dwójki piłkarzy Gimnasii. Otóż Enrique Bologna i Facundo Castillón jeszcze w zeszłym roku występowali na tym stadionie dla Banfield. Dziś zagrali przeciwko byłemu klubowi, byłym trybunom ponosząc wyraźną porażkę…

Ekipa Claudio Vivasa wykorzystała znacznie osłabienia oponenta. Z drugiej strony jestem ciekaw jak długo sami będą dysponowali wytrzymałością skoro kadrę mają naprawdę szczupłą – nie dość, że w pierwszym składzie u nich mieszczą się wszystkie tegoroczne nabytki (Hilario Navarro, Carlos Matheu, Claudio Pérez, Brian Sarmiento i Santiago Silva) to jeszcze na ławce rezerwowych mają samą anonimową młodzieżówkę.

***

Rosario Central vs Godoy Cruz 1:0 (1:0)

Gol – César Delgado (27′)

Nowe rozgrywki na obiekcie Gigante de Arroyito przywitała kapitalna oprawa autorstwa lokalnych fanatyków. Nie dziwota, że mówią jakoby Rosario miało lepszych „hinchas” aniżeli samo Buenos Aires…

Aczkolwiek na boisku takich fajerwerków już nie było. Central odniósł skromne zwycięstwo 1:0 nad przeciętnym Godoy Cruz za sprawą ofiarnego trafienia w 27 minucie. Wówczas doświadczony César Delgado wykorzystał długi wyrzut z autu i w polu bramkowym głową pokonał Rodrigo Rey’a.

Około 15 minut po zmianie stron bombę z dystansu przypuścił boczny defensor Pablo Álvarez. Bramkarz Rey z najwyższym poświęceniem wybił ją nad poprzeczkę.

Pod koniec festiwal nieskuteczności dał partner Delgado w ataku, czyli Marcelo Larrondo. Kolejno nie trafił wślizgiem z piątego metra chybiając nad poprzeczką, a moment później jego główkę jakoś zatrzymał goalkeeper.

Można się domyślać, że „Canallas” nie zachwycili skutecznością ze względu na brak króla strzelców zeszłego sezonu ligi argentyńskiej – Marco Rubena, który jeszcze leczy kontuzję i powinien być gotowy do gry za tydzień.

Godoy Cruz nie sprzedał tanio skóry, niemniej bez wicekróla strzelców poprzedniej kampanii – Leandro Fernándeza, którego sprzedali do Independiente mieli strasznie niedomagający atak. Ekwadorczyk Jaime Ayoví i nowy zawodnik Gabriel Carabajal nie byli w stanie zastąpić odchodzącego snajpera. Ponadto fenomenalnie w obronie gospodarzy spisywał się Javier Pinola.

Czy łysol Sebastián Méndez tchnie nowego ducha w „Winiarzy”? Przed nim trudne wyzwanie…

Grupa 2:

Huracán vs Atlético de Rafaela 0:1 (0:1)

Gol – Mauro Bogado (25′ – samobój)

Cóż za pech finalisty ubiegłorocznej Copa Sudamericana! Przeważali niemal całe spotkanie, lecz ulegli na własnym terenie prowincjonalnej Rafaeli i to jeszcze po samobóju…

Tego feralnego „swojaka” wpakował w 25 minucie rozgrywający Mauro Bogado. Dośrodkowanie z rzutu rożnego napastnika gości Estebana Orfano, po jakim 30-latek oberwał w głowę piłką, kierując ją do własnej bramki…

PS. Warto odnotować, że Gabriel Graciani to jedyny piłkarz wyjściowego składu Rafaeli, który grał dla „La Cremy” jeszcze podczas minionego roku. Pozostała dziesiątka to nowe twarze (wszyscy sprowadzeni z wolnego transferu lub na zasadzie wypożyczeń). 

Druga odsłona rozpoczęła się z małym opóźnieniem, bowiem doszło do awarii oświetlenia na stadionie El Palacio. Po naprawieniu jej Huracán szukał wyrównania bezskutecznie. Dzisiaj zupełnie nie potrafili znaleźć recepty na defensywę bramki strzeżonej przez Germána Montoyę. Raz byli blisko, ale weteran gości Víctor López wybił futbolówkę z linii bramkowej.

O dziwo tuż przed końcowym gwizdkiem Rafaela jeszcze zaczęła szukać drugiego gola. Niestety zabrakło im skuteczności i musieli zadowolić się jednobramkową victorią. Z drugiej strony powinni cieszyć się wygraną niezależnie od jej rozmiarów.

Huracán aktualnie ligą niespecjalnie się przejmuje, bo walczy o fazę grupową Copa Libertadores przeciwko wenezuelskiemu FC Caracas. Jednakże w „El Globo” muszą zwrócić uwagę na fakt, że ich przewaga nad strefą spadkową jest niemal znikoma, a beniaminki Atlético de Tucumán oraz Patronato szybko mogą wejść w pierwszoligowy rytm.

Sobotniego wieczoru mamy pięć spotkań pierwszej kolejki Torneo de Transición 2016. Najbardziej interesującymi będą dwie batalie Dawidów z Goliatami. Typowane do spadku drużyny Patronato i Temperley ugoszczą na własnych obiektach odpowiednio San Lorenzo oraz Boca Juniors, a więc czołowy duet ubiegłego sezonu.

Comments are closed.