Tej soboty rozegrano trzy z czterech pierwszych meczów decydującej fazy play-offów o awans do Copa Sudamericana. Wszystkie zakończyły się wynikami 1:0 i wszędzie górą były teoretycznie mocniejsze drużyny. Zaznaczmy, że w przeciwieństwie do pierwszej rundy baraży tu rozgrywa się także rewanże, więc teoretycznie losy pojedynków mogą jeszcze odmienić się.
Colón vs Belgrano 0:1 (0:1)
Gol – Fernando Márquez (9′)
„Piratas” wydźwignęli się po klęsce 1:4 z Independiente w walce o Libertadores. Szybki cios, zadany już w 9 minucie przybliżył Belgrano do drugiego kolejnego udziału w Copa Sudamericana.
Na samym początku meczu składna akcja gości – Emiliano Rigoni podał w środek do Jorge Velázqueza, a ten wypatrzył w polu karnym snajpera Fernando Márqueza, któremu zaserwował podanie jak na tacy, zaś „Cuqui” efektowną podcinką zaskoczył Jorge Brouna strzelając jedynego gola na Cementario de los Elefantes (cóż za dźwięczna nazwa stadionu!) w Santa Fe.
Colón atakował jak zdesperowany szykując wyrównania, lecz tego popołudnia weteran Juan Carlos Olave był nie do pokonania. Obronił groźny strzał z wolnego, a beniaminek jest też sam sobie winien, bowiem skuteczność lokalnych napastników wołała o pomstę do niebios.
Delegaci z Córdoby mogli podwyższyć przed końcem pierwszej części, kiedy Lucas Zelarayán odebrał piłkę od wychodzącego z bramki Brouna, lecz znalazł się na zbyt ostrym kącie i jego finezyjne uderzenie tylko obiło poprzeczkę.
W drugiej odsłonie gospodarze nadal próbowali odrobić straty, ale bez skutku. Olave znakomicie sparował dwa groźne strzały z boku. Radosna passa Colónu została przerwana na czterech kolejnych zwycięstwach.
Nie dziwi ich porażka, bowiem mimo udanego epilogu „Los Saballeros” obecnie na Sudamericanę są zbyt słabi. Zresztą w najnowszej historii, nigdy nie byli wystarczającego dobrzy by reprezentować Argentynę w międzynarodowych turniejach, a kiedy już zakwalifikowali się do jakiś południowoamerykańskich pucharów to błyskawicznie odpadali.
Belgrano drugi raz w bieżącym roku zwycięża wyjazd z Colónem rezultatem 1:0. Wcześniej uczynili to we wrześniu, podczas 26. ligowej kolejki, co pozwoliło teamowi Ricardo Zielinskiego przełamać czarną serię 7. kolejnych meczów bez zwycięstwa.
Miejmy nadzieję, że „Piraci” choć na wyjazdach ogółem są mocniejsi to podczas rewanżu u siebie na Estadio Mario Kempes w Córdobie za tydzień przypieczętują zasłużony awans do Copa Sudamericana 2016 (i tam niech przebrną chociaż rundę eliminacyjną).
***
Olimpo vs Estudiantes La Plata 0:1 (0:1)
Gol – Gastón Fernández (24′)
Druga ekipa skasowana w Liguilli Pre-Libertadores, a więc Estudiantes również nie rozczarowali i zwyciężyli 1:0 w Bahía Blance z tamtejszym Olimpo, które ostatnio notowało zwyżkę formy.
To gospodarze uderzyli jako pierwsi. Najdogodniejszą okazję miał Joel Amoroso – minimalnie chybił uderzeniem głową.
Laplateńczycy zdobyli niełatwy teren na południu prowincji Buenos Aires za sprawą trafienia swojego weterana Gastóna Fernándeza, który w 24 minucie po olbrzymim zamieszaniu pod bramką Nereo Champagne’a otrzymał dogranie przed piąty metr od Carlosa Auzquiego i Mauricio Rosalesa, bez kłopotów znajdując drogę do niemal pustej siatki.
Niżej klasyfikowane Olimpo było bliskie wyrównania mniej więcej ok. 70 minuty, gdy otrzymawszy centrę z rzutu wolnego głową minimalnie chybił stoper Marcelo Herrera.
Tuż przed końcem z boiska wyleciało dwóch lokalnych zawodników – właśnie Marcelo Herrera i Jacobo Mansilla. Ten drugi za brzydki faul, a pierwszy dyscyplinarnie otrzymał drugą żółtą kartkę, bo zbyt dosadnie kwestionował decyzję arbitra.
„Estu” nie starczyło czasu ażeby wykorzystać grę z przewagą dwóch zawodników, lecz bynajmniej ich rywal mocno osłabił się przed rewanżem.
A jako, że Olimpo jest mizerne na wyjazdach to drużynie Gabriela Milito możemy już chyba gratulować awansu do przyszłorocznej Sudamericany. Co prawda oni woleliby Copa Libertadores – niestety zbyt późno obudzili się z letargu, jaki przeszli w połowie sezonu…
***
Lanús vs Gimnasia La Plata 1:0 (0:0)
Gol – Maxi Velázquez (82′)
Jedyne, co można podsumować z batalii na Fortalezie w południowym Buenos Aires to obrzucić błotem sędziego Saúla Laverniego, który prowadził ten mecz jak skończony imbecyl. Gol dla Lanús padł po ewidentnym spalonym…
82 minuta, a więc końcowa faza zawodów. Dośrodkowanie z rzutu wolnego od zmiennika Nicolása Pasquiniego, obrońcy Gimnasii uciekają jak najdalej od własnej bramki, chcąc założyć pułapkę ofsajdową i udało im się, lecz arbiter chyba celowo tego nie zauważył.
Co prawda pierwszy strzał Óscara Beníteza wybił przed siebie bramkarz Nicolás Navarro, acz przy dobitce głową z najbliższej odległości kapitana Maxiego Velázqueza był już bezradny.
Lanús może i grał lepiej tego dnia, ale nie można powiedzieć o uczciwej, a co za tym idzie zasłużonej wygranej. Generalnie jedynym piłkarzem miejscowych, który dał z siebie wszystko był Lautaro Acosta. Niestety, kilka razy zabrakło mu skuteczności. Oto jego pudło na samym wstępie.
W 29 minucie Laverni zafundował gospodarzom kontrowersyjny rzut karny. W trakcie rozgrywania kornera Nicolás Aguirre złapany za koszulkę przez oponenta padł na murawę, a sędzia lekką ręką przyznał wapno „El Granate”. Na szczęście tutaj jeszcze oliwa była sprawiedliwa i Navarro wyłapał jedenastkę samego „poszkodowanego”.
Acz już w doliczonym czasie gry Lautaro Acosta przeprowadził kontratak i wbiegając w szesnastkę gości wyraźnie został podcięty przez Facundo Oreję. Zonk! Tu agent faulu nie widział…
Niestety, pan Laverni to kolejny pomylony sędzia z bożej łaski kwalifikujący się do dyskwalifikacji…
BTW! Zapomniałem wspomnieć, iż feralny rozjemca finału Copa Argentina – Diego Ceballos, który swoim tragicznym „sędziowaniem” wyraźnie przechylił szalę tryumfu na korzyść Boca Juniors został ukarany przez AfA utratą statusu arbitra międzynarodowego. I choć jestem fanem Boca twierdzę: „bardzo dobrze”!
***
Jutro ostatni mecz Liguilli Pre-Sudamericana między Aldosivi, a Banfield oraz wielki klasyk Avellanedy o ostatnie argentyńskie miejsce w Copa Libertadores. Independiente czy Racing Club? Oj, będzie się działo!
„Inde” wystąpi bez swego gwiazdora Federico Mancuello, któremu odnowiła się kontuzja oraz bez zawieszonego za czerwoną kartkę Jesúsa Méndeza (który we wrześniowym klasyku strzelił takiego pięknego gola z rzutu wolnego).
Niemniej Racing pozbawiony żądła Diego Milito, analogicznie pauzującego za „czerwień” będzie miał równie ciężki orzech do zgryzienia.